Według Johanna, powinna być zachowana procedura, która gwarantowałaby, że z akt nic nie zginie. "Wydaje mi się, że dysponent tych akt postąpił zbyt lekkomyślnie. Tym bardziej, że miał świadomość, co one zawierają" - mówi Johann w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Chodzi o sprawę otrzymania przez prezydenta Wałęsę z UOP, mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, zgromadzonej na jego temat dokumentacji SB. Zdaniem dwóch historyków, którzy napisali książkę "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", dokumentacja po kilku miesiącach wróciła do UOP zdekompletowana.
Tłumaczenia Wałęsy, że odesłał zalakowaną kopertę z całą zawartością, a dokumenty zginęły gdzieś po drodze, sędzia TK uważa za niewiele warte. "Nie chce się wypowiadać, czy Wałęsa to <Bolek>, czy nie. Nie wyobrażam sobie sędziego, który miałby rozstrzygać w tej sprawie i przyjmował tego rodzaju tłumaczenia za wiarygodne. To są tłumaczenia naiwne" - uważa Johann.
Sędzia mówi, że nie zgadza się z opiniami, że skoro Wałęsa jest legendą, to nie wolno go ruszać. "Tak, jest legendą i chwała mu za to. Ale każdy przyzwoity człowiek powiedziałby: <Popełniłem błąd>. Ja wtedy bym powiedział, że Wałęsa jest nie tylko wielki, ale i wspaniały. A dzisiaj mi się jawi jako taki marny krętacz" - mów Johann.