W czwartek po południu odbywa się zwołane na wniosek posłów Koalicji Obywatelskiej posiedzenie sejmowej komisji obrony narodowej poświęcone działalności rządowej podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, którą kieruje były szef MON Antoni Macierewicz. W obradach komisji uczestniczą m.in. Macierewicz, jego zastępca w podkomisji Zdzisław Binienda oraz wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz.

Reklama

Wniosek o zwołanie posiedzenia komisji uzasadniał poseł KO Maciej Lasek, który w latach 2010-2011 wchodził w skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, utworzonej do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Lasek zarzucał brak kompetencji członkom podkomisji oraz krytykował podjęte przez nich działania. - Za kilka dni mijają 54 miesiące odkąd były minister obrony narodowej, pan poseł Antoni Macierewicz, kierowany obsesją spisków i zamachów, powołał podkomisję smoleńską - ciało, któremu powierzył badanie zbadanego wypadku i udowodnienie, wbrew faktom, z góry założonej tezy. Przypomnę, że żeby to zrobić, pan Antoni Macierewicz musiał zatrudnić w podkomisji amatorów bez doświadczenia w badaniu wypadków lotniczych, bo prawdziwi specjaliści, których próbował zwerbować, mimo stosowania wobec nich różnych form nacisku, odmówili w niej udziału - powiedział poseł KO.

Jak dodał, "z braku specjalistów" były szef MON powierzył kierowanie zespołem technicznym podkomisji "specjaliście od wytrzymałości konstrukcji betonowych, a zespołem pilotażowym - architektowi". "Czego dowiedzieliśmy się przez minione 54 miesiące? Niczego nowego jeśli chodzi o przyczyny katastrofy. Przez ponad cztery lata podkomisja nie pojechała dalej niż do Mińska Mazowieckiego, zobaczyć jak wygląda Tupolew" - ironizował Lasek. Wytknął przy tym członkom podkomisji, że ani razu nie wybrali się do Smoleńska, gdzie znajduje się wrak Tu-154M, czy do Moskwy, gdzie mogliby zrobić własne kopie zapisów z rejestratorów polskiego rządowego samolotu.

Lasek zarzucił Macierewiczowi, że od lat świadomie wprowadza opinię publiczną w błąd. "Podkomisja nie przedstawiła nowych dowodów na inny przebieg wypadków, podjęte przez nią czynności nie przybliżają jej do tego celu, ale za to drogo kosztują. Ile - nie wiadomo, bo od dłuższego czasu informacje te są ukrywane przed opinią publiczną i parlamentarzystami (...) Brak efektów i niezrealizowanie celu postawionego w uzasadnieniu o wznowieniu zadania - to wizytówka nie tylko podkomisji, ale również i resortu obrony, w strukturach którego ta podkomisja działa" - ocenił Lasek.

Reklama

Zaapelował do obecnych na posiedzeniu członków rządu, by podjęli decyzję o zakończeniu działania podkomisji, dla - jak powiedział - dobra państwa i szacunku dla ofiar katastrofy smoleńskiej.

Wiceszef MON do Laska: Nikt nie ma prawa obrażania innych

Po wystąpieniu posła KO wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz zwrócił uwagę, że na posiedzeniach komisji można się spierać, ale "nikt nie dał prawa obrażania innych". Zwracając się do Laska wiceszef MON powiedział: "pan gardzi tymi osobami, które pracują w komisji, i które chcą dojść do prawdy".

Ponadto Skurkiewicz stwierdził, że wbrew temu, co mówił poseł KO, podkomisja "jest organem, ciałem zupełnie niezależnym" i została powołana na mocy ustawy z 2002 roku o prawie lotniczym oraz rozporządzenia ministra obrony narodowej z 2012 roku, gdy PiS "nie sprawowało rządów". Skurkiewicz zaznaczył, że podkomisja ta jest "podmiotem samodzielnym, który jest uprawniony i upoważniony do realizacji określonych zadań", a więc jest niezależna także od kierownictwa resortu obrony, czy jakichkolwiek czynników politycznych.

Antoni Macierewicz nazwał wystąpienie Laska "niebywałym". - W tradycji polskiej jest ono niebywałe, ale w tradycji sowieckiej jest naturalne, jest powszechne, jest codzienne, jest sposobem klasycznym działania - dodał. W tym kontekście Macierewicz stwierdził, że szefowa rosyjskiej komisji MAK Tatiana Anodina, gdy przedstawiała - jak mówił - "fałszywe sprawozdanie swojego raportu, oskarżające Polskę i oskarżający Polskę i oskarżające pana generała (Andrzeja) Błasika (dowódcę Sił Powietrznych - PAP) o to, że był pod wpływem alkoholu i doprowadził do tej tragedii".

Tę tradycję przejął pan Maciej Lasek, przejął także raport pana (Jerzego) Millera (b. szefa MSWiA i przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego badającej w. 2010-2011 przyczyny katastrofy smoleńskiej) dlatego, bo te tezy zostały tam powtórzone - powiedział Macierewicz.

Były szef MON stwierdził, że dorobek Laska jest "szczególny". - Bowiem Platforma Obywatelska i opozycja jak rozumiem, podjęła decyzję, żeby reprezentował ją człowiek, który fałszował materiał dowodowy, który oszukiwał naród polski, oszukiwał społeczeństwo, który za wszelką cenę wykreślał słowo wybuch, zamieniając je tak, żeby Polska opinia publiczna nie wiedziała o tym, że eksperci amerykańscy, którzy zostali zaproszeni do tej współpracy, którzy przekazali ekspertyzę, właśnie prokuraturze i komisji, z którą współpracował pan Lasek, stwierdzili jednoznacznie, że doszło do eksplozji - powiedział Macierewicz.

Podkomisja smoleńska: W Tu-154M doszło do dwóch wybuchów

Dwa wybuchy: na lewym skrzydle i w centropłacie były przyczyną katastrofy smoleńskiej; świadczą o tym: rodzaj zniszczeń, rozmieszczenie szczątków samolotu, jak i obrażenia ofiar - to zaprezentowane w czwartek ustalenia tzw. podkomisji smoleńskiej.

Wnioski podkomisji w formie materiału filmowego zostały zaprezentowane podczas czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji obrony narodowej, zwołanego na wniosek posłów Koalicji Obywatelskiej. Materiał podkomisji polemizuje jednocześnie z raportem komisji, którą kierował Jerzy Miller, która w latach 2010-2011 badała przyczyny katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Pojawiły się w nim zarzuty pod adresem wiceszefa tej komisji, obecnie posła KO Macieja Laska.

Główna teza przedstawionego w czwartek sprawozdania z prac podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej to dwa wybuchy, do których miało dojść na lewym skrzydle oraz w centropłacie tupolewa. Jak podano w materiale na szczątkach samolotu znaleziono ślady trotylu, heksogenu i pentrytu.

Według członków podkomisji o tym, że w tupolewie doszło do eksplozji, świadczą - z jednej strony charakter zniszczeń samolotu i rozrzucenie jego fragmentów, z drugiej - obrażenia ofiar. "Skala obrażeń pasażerów jest znacznie większa, niż można było przypuszczać - u 45 proc. ofiar wystąpiła wielokrotna fragmentacja ciała; 74 proc. ofiar pozbawione było ubrania, całkowicie lub częściowo. Bardzo ciężkie oparzenia wystąpiły u 47 proc. ofiar, z czego większość znajdowała się poza pożarem naziemnym, nawet w odległości ponad 50 metrów. U bardzo wielu ofiar stwierdzono występowanie ciał obcych wbitych w ciało - odłamków poszycia, szkła, a nawet fragmentów stalowego łożyska" - wskazano w filmie.

Jak dodano, na podstawie przeprowadzonych badań i analiz podkomisja stwierdziła, że do takich obrażeń nie mogło dojść tylko na skutek zderzenia samolotu z ziemią. "Całość tego materiału wskazuje, że na pokładzie samolotu musiało dojść do eksplozji" - uznano w materiale podkomisji, którą kieruje b. szef MON Antoni Macierewicz.

Na wybuch ma wskazywać również charakter zniszczeń lewego skrzydła Tu-154M. "Nie bez znaczenia jest różnica kształtu brzegu odciętej części i tej, która pozostała w łączności z kadłubem. O ile ta pierwsza, z lokami powybuchowymi, zniszczona jest wydłuż linii prostej, to część skrzydła pozostała przy kadłubie ma zniszczone górne poszycie, żebra i podłużnice. Wyraźnie widać tu działanie fali powybuchowej, idącej w kierunku kadłuba" - dowodzono w materiale podkomisji.

Tuż po wybuchu na lewym skrzydle miało dojść do drugiej eksplozji w centropłacie samolotu, w pobliżu tzw. salonki generalskiej. "To ten ładunek zabił pasażerów salonki, rozrzucając ich szczątki na odległość blisko 100 metrów, wysadził lewe drzwi pasażerskie i tak zniszczył lewy centropłat, że jego pierwszy dźwigar, osmolony od wybuchu, przeleciał 80 metrów na północny wschód, a tylna część kadłuba za centropłatem z burtami wywiniętymi na zewnątrz upadła 50 metrów za miejscem eksplozji" - głosi materiał podkomisji.

Jak dodano, rozrzut części maszyny świadczy o "gwałtownym rozpadzie samolotu w powietrzu". "Część odłamków nosiła ponadto charakterystyczne ślady - mikrokratery na swojej powierzchni, odpowiadające kształtem i wielkością śladom na odłamkach, które powstały po eksperymencie pirotechnicznym, przeprowadzonym przez podkomisję. Cecha ta jest charakterystyczna dla zniszczeń spowodowanych przez detonację" - stwierdzono w prezentacji podkomisji.

W materiale przygotowanym przez Antoniego Macierewicza i jego współpracowników pojawiły się też zarzuty pod adresem rosyjskich śledczych, którzy badali przyczyny katastrofy, że starali się ukryć dowody na wybuchy w tupolewie. Komisji Millera i Maciejowi Laskowi zarzucono, iż nie zajmowali się "rzeczywistym badaniem tragedii smoleńskiej". "Komisja Millera i Laska chciała uniknąć ukręcenia bicza na własne plecy, chciała zaspokoić żądania Donalda Tuska i Władimira Putina, wykonała znikomą ilość badań naukowych, otrzymane ekspertyzy i informacje pomijała lub fałszowała pod z góry założoną tezę" - stwierdzono w materiale podkomisji.

W latach 2010-11 katastrofę smoleńską zbadała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie, komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.

Posłowie opozycji oczekują od Macierewicza raportu z prac podkomisji smoleńskiej

Posłowie opozycji oczekują od szefa podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza raportu z jej prac. Ocenili, że zaprezentowany im w czwartek materiał filmowy z konkluzjami jest trudny do rzetelnego zweryfikowania i nie udowodnił tezy o zamachu.

Podczas zwołanego w czwartek na wniosek posłów Koalicji Obywatelskiej posiedzenia sejmowej komisji obrony narodowej oceniano działalność rządowej podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, którą kieruje były szef MON Antoni Macierewicz.

Posłom zaprezentowano materiał filmowy, który Macierewicz określił m.in. jako sprawozdanie z prac podkomisji.

Nie materiału filmowego, a raportu z prac oczekuje od Macierewicza m.in. posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska (KO), która oceniła, że sposób opisywania ustaleń podkomisji zaprezentowany w filmie przypominał jej dezinformowanie.

Według posła Bartłomieja Sienkiewicza (KO) przedstawiony materiał filmowy jest trudny do zweryfikowania ze względów metodologicznych, co umożliwiłby, jak mówił, tylko raport, przyjęta w nim metodologia badawcza i konkluzje. Sienkiewicz ocenił też, że podkomisji nie udało się udowodnić swoich tez o "zamachu i morderstwie", które zostały w filmie omówione. Poseł przekonywał, że za takie efekty prac podkomisji powinien ponieść odpowiedzialność szef MON.

Wiceprzewodniczący komisji obrony narodowej Cezary Mroczek (KO) wyraził nadzieję, że to już koniec prac "tej żałosnej podkomisji". Mroczek zauważył, że ani szef MON Mariusz Błaszczak, ani premier Mateusz Morawiecki nie odnieśli się do tez podkomisji o wybuchu, co według niego może potwierdzać, że "nikt poważnie nie traktuje przewodniczącego tej podkomisji".

O raport, jego autorów, koszty prac podkomisji pytał także poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Przekonywał, że raport powinien zostać udostępniony wszystkim zainteresowanym i całemu społeczeństwu. Zaproponował, aby zorganizować zamknięte posiedzenie komisji, jeżeli jest potrzeba ochrony członków komisji, których nazwisk do tej pory nie ujawniono. Braun przyznał, że pokazany w czwartek film był dla niego "momentami arcyciekawy".

Poseł KO Cezary Grabarczyk ocenił, że w związku z tym, że raportu wciąż nie ma, wątpliwy jest sens i zasadność dalszego funkcjonowania podkomisji kierowanej przez Macierewicza. Zaprezentowany komisji obrony narodowej film jest według niego jedynie formą polemiki z efektami prac komisji, w której pracach brał udział obecny poseł KO Maciej Lasek.