54-letni Jan Kopczyk, ortopeda z Konina i były poseł PSL, w ubiegłym tygodniu wygrał konkurs na naczelnego lekarza KRUS. Rolniczą Kasę zna jak mało kto: w latach 2002 - 2006 był jej prezesem, mianował go premier Leszek Miller. Kopczyk, członek rady naczelnej PSL, konkurs wygrał w cuglach. Zbiegiem okoliczności był jedynym kandydatem.

Reklama

O Kopczyku było głośno, gdy jako działacz wielkopolskiego PSL forsował pomysł, aby na senatora z ramienia partii kandydował Bohdan Poręba, reżyser i założyciel Zjednoczenia Patriotycznego "Grunwald". Nazwisko Kopczyka łączy się jednak przede wszystkim z głośną aferą, do jakiej doszło w 2005 r., gdy był on prezesem Kasy. Wtedy to Fundusz Składkowy KRUS kupił za prawie 30 mln zł weksle wyemitowane przez spółkę EuroCity (jej prezesem był związany z ludowcami biznesmen Andrzej Kasprowiak, szefem rad nadzorczych jego spółek był z kolei senator PSL Lesław Podkański). Sęk w tym, że weksle nie zostały niczym zabezpieczone. Wykrył to podczas kontroli generalny inspektor informacji finansowej. Kasprowiak nie oddał pieniędzy, rozprowadził je po swoich spółkach. Fundusz zajął więc hipotekę działki EuroCity na warszawskim Powiślu, a sprawa trafiła do komornika.

Fundusz odzyskał pieniądze dopiero w czerwcu tego roku. "Dokładnie to sprawdziliśmy. Nie ma żadnej sprawy, 30 mln zł wróciło do Funduszu" - mówi DZIENNIKOWI Maria Lewandowska, rzecznik KRUS.

DZIENNIK ustalił, że sprawa jednak jest: warszawska prokuratura od lutego ubiegłego roku prowadzi śledztwo w sprawie działania na szkodę Funduszu Składkowego KRUS. "Jeszcze nikomu nie postawiliśmy zarzutów" - informuje rzecznik prokuratury Mateusz Martyniuk. Ustaliliśmy, że Kopczyk został już przesłuchany jako świadek.

Reklama

On sam nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie weksli. "To była najlepsza lokata dla Funduszu" - mówi dziś. Nie widzi także niczego niestosownego w powrocie do KRUS.

"Gdzieś pracować muszę. Mam kwalifikacje i doświadczenie. Czy dlatego że jestem z PSL, mam iść na zasiłek albo kopać rowy?" - oburza się.

Historia konkursu, po którym Kopczyk otrzymał posadę, nie jest odosobniona. W KRUS rządzonym od stycznia przez Romana Kwaśnickiego, od lat związanego z PSL, DZIENNIK odkrył podobne przypadki. Tym razem w podległym Kasie Centrum Rehabilitacji Rolników w Szklarskiej Porębie. Kwaśnicki kilka ostatnich lat był jego dyrektorem.

Reklama

W czerwcu ogłoszono konkurs na nowego dyrektora CRR. Jednak długo przed tym Kwaśnicki namaści zwycięzcę: już w lutym lokalni działacze PSL wiedzieli, że zostanie nim Ryszard Barej, znajomy prezesa KRUS.

Barej, zootechnik i specjalista od kur niosek, znany jest z tego, że kiedy zarządzał hotelem Fenix w Jeleniej Górze, wpędził go w kłopoty (sprawę opisywała lokalna prasa). W lutym zapisał się do ludowców. Po co? "Pan Barej, chyba z wizją dobrej posady, zapragnął być członkiem PSL. Nasze wewnętrzne regulacje mówią o tym, że osoby desygnowane na stanowiska z klucza politycznego muszą mieć rekomendacje partii" - tłumaczył szef lokalnego PSL Bogusław Kempiński. Sam Barej w lutym wypowiedział się w prasie o swoich planach dyrektorskich: "Nie ukrywam, że liczę na atrakcyjną propozycję finansową, bo jeśli miałbym stracić na pensji, to chyba się nie zdecyduję".

29 lipca odbył się konkurs na szefa CRR. Wyjątkowy, bo tajny: nigdzie, ani w prasie, ani w biuletynie KRUS nie można było znaleźć o nim informacji. Czy wygrał Barej? Tego na razie nie wiadomo. "Jestem zaniepokojony, już powinienem dostać informację o wynikach konkursu, a wciąż jej nie mam" - powiedział DZIENNIKOWI w piątek Barej.

Kolejny działacz PSL, który wygrał konkurs w KRUS, to Marek Majcher, działacz PSL z rodzinnego miasta prezesa Kwaśnickiego. W lutym został głównym specjalistą w biurze organizacyjno-prawnym Kasy.