"A kto zrobił kupę w salonie? Kto narozrabiał? Kto upartyjnił Instytut Pamięci Narodowej? Kto doprowadził do tego, że wstydzimy się tej instytucji, której Janusz Kurtyka powinien się wstydzić" - wytyka Prawu i Sprawiedliwości Janusz Palikot.

Reklama

W tej krytyce idzie zresztą dalej. "Instytut jest wykorzystywany do walki politycznej. Pieniądze budżetowe idą na działalność partyjną, na zakłamanie historii" - ostro atakuje władze IPN. "To są ludzie, którzy w ramach polityki historycznej próbowali fałszować historię i pokazać, że <Solidarność> była bez Lecha Wałęsy, a rok 1968 bez Adama Michnika" - wylicza polityk PO.

"Z takimi czarodziejami nie chcę mieć nic wspólnego" - dorzuca Palikot. "Nawet gdyby były naciski, to byłyby usprawiedliwione. Ale pewien jestem, że nie było" - podsumowuje.

W TVN24 Palikot stwierdził natomiast, że "gdyby szef Instytutu był człowiekiem honoru, wtedy strzeliłby sobie w łeb". "Nie odwracajmy kota ogonem. Kurtyka tak poprowadził IPN, że zniszczył jego wiarygodność" - stwierdził Palikot. "Należy rozwiązać tę instytucję i założyć od nowa, bo się nie sprawdziła się" - dodał.

Reklama

>>>Autor książki o Wałęsie: Jestem egzekutorem

Takie ostre stanowisko swojego partyjnego kolegi tonuje jednak Donald Tusk. Broni Instytutu Pamięci Narodowej i prawa historyków do swobodnego prowadzenia badań.

"Już w sytuacji najbardziej krytycznej, gdy ruszyła gorąca debata wokół książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka o Lechu Wałęsie, bardzo wyraźnie mówiłem, że niezależnie od tego, jak oceniam jej treść, wydźwięk, kontekst polityczny i intencje autorów, będę zawsze robił wszystko, by swoboda badań naukowych była w Polsce zagwarantowana" - zapewnia premier.

Reklama

"Państwo jest demokratyczne, kiedy ukazują się także książki, które nie podobają się premierowi i marszałkowi Senatu" - dodaje Donald Tusk.

>>>Przeczytaj o zarzutach Kurtyki pod adresem Borusewicza

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka oskarżył ludzi z biura marszałka Bogdana Borusewicza o wywieranie nacisków politycznych na IPN. Twierdzi, że dzwonili do gdańskiego oddziału IPN, w którym pracował Sławomir Cenckiewicz, i grozili, że wydanie książki o domniemanej współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa odbije się na budżecie Instytutu.

Sławomir Cenckiewicz, który po zamieszaniu wokół publikacji o byłym prezydencie, odszedł z IPN, również oskarżył Platformę Obywatelską o "nieuzasadnione i brutalne ataki". Instytut zaprzeczył jednak wówczas, by były jakieś polityczne naciski. Kilka dni później prezes IPN zmienił zdanie i oświadczył, że jednak były.

>>>Cenckiewicz o "brutalnych atakach rządu"

Marszałek Senatu odrzuca te oskarżenia i bagatelizuję sprawę. "To jak w tym dowcipie, że dają rowery na Placu Czerwonym. Okazało się, że nie dają, ale kradną" - żartuje Bogdan Borusewicz.

Za Borusewiczem wstawia się szef klubu Platformy Zbigniew Chlebowski. "To zupełnie nieprawdziwe oskarżenia, rozmawiałem z Borusewiczem. Jesteśmy za otwartymi archiwami dla każdego, a Kurtyka potrzebuje teczek, którymi będzie grać" - mówi w Radiu ZET.

Ostrych słów pod adresem szefa IPN nie szczędzi też Ryszard Kalisz. "Jeżeli pod wpływem telefonu Kurtyka zwolnił Cenckiewicza, to ma słaby charakter i nie ma kompetencji do kierowaniem IPN. Wystawił sobie najgorsze świadectwo" - twierdzi poseł Lewicy.

"Mówi się, że Cenckiewicz odszedł, bo mu się robić nie chciało" - podsumowuje ironicznie w Radiu ZET Stanisław Żelichowski z PSL.