"Po długich negocjacjach w Brukseli i stolicach europejskich udało się wspólnie osiągnąć porozumienie co do kształtu Grupy Refleksyjnej. To było bardzo ważne zdarzenie z punktu widzenia Polski" - mówił wczoraj z zadowoleniem premier.
Z sukcesu byłego prezydenta nie cieszy się z całą pewnością Lech Kaczyński. Bo to on był głównym oponentem jego kandydatury. To właśnie temat Wałęsy zdominował poniedziałkowe spotkanie prezydenta z premierem w Pałacu. Prezydent miał wtedy powiedzieć Tuskowi, że dla niego to skandal, żeby absolwent zawodówki z Lipna reprezentował Polskę. Wałęsa komentował to w swoim stylu: jedni mają inteligencję nabytą, inni wrodzoną.
Prezydent najwyraźniej nie może się pogodzić z nominacją Wałęsy. W środę wieczorem w "Kropce nad i" w TVN 24 krytykował ten pomysł. Mówił, że będzie z tego duża konfuzja. I wyjaśnił dlaczego. Uznał, że były prezydent współpracował w latach 70. z SB.
Wczoraj przed rozpoczęciem obrad Rady Europejskiej polski prezydent raz jeszcze podkreślił niechęć do swojego poprzednika i obarczył go odpowiedzialnością za powstanie "nowej nomenklatury" w latach 90. Jednak w czasie debaty o składzie "grupy mędrców" nie zabierał głosu. Nie zrobił tego też inny przeciwnik Wałęsy - Filipe González. "Premier González niechętnie odnosił się do kandydatury prezydenta Wałęsy" - potwierdza w rozmowie z DZIENNIKIEM Rafał Grupiński, minister w kancelarii premiera.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że González nie chciał, by w jego grupie znalazła się osoba o tak dużym nazwisku. Nasi rozmówcy twierdzą, że Hiszpan chciał w ten sposób zdobyć wpływ na wyniki prac grupy i sam "zabłysnąć". Zaś jego zastępcy wytykali polskiemu kandydatowi, że nie zna języków obcych.
W zespole Gonzáleza oprócz Wałęsy znaleźli się m.in. były wieloletni komisarz UE Włoch Mario Monti, Niemiec Wolfgang Schuster - były burmistrz Sztutgartu, brytyjczyk Richard Lambert - jeden z najlepszych redaktorów naczelnych dziennika "Financial Times", Jorma Ollila - prezes fińskiej Nokii.
Z czym się będzie musiał zmierzyć Lech Wałesa? Rada Mędrców ma za zadanie określić problemy, przed jakimi do 2030 roku stanie zjednoczona Europa oraz sposobów, aby im zaradzić. Dokument ma być gotowy w ciągu dwóch lat. Prezydent Sarkozy ma nadzieję, że "mędrcy" określą ostateczne granice Unii i w ten sposób wykluczą raz na zawsze ze starań o członkostwo Turcję, a być może także Ukrainę. Grupa ma też określić, jacy imigranci powinni osiedlać się w Europie, do jakiego stopnia powinny być rozwijane zabezpieczenia socjalne na naszym kontynencie, jaki stopień zależności od importu energii jest dla Unii bezpieczny. Określą też, czy w przyszłości Unia pozostanie organizacją międzynarodową, strukturą federalną.
p
Kamila Wronowska: Czy jest pan zadowolony, że prezydent Lech Kaczyński nie zablokował jednak pana kandydatury do Rady Mędrców?
Lech Wałęsa: Nie był w stanie.
Ale zarówno w środę, jak i jeszcze przed szczytem Unii Europejskiej ostro się o panu wypowiadał. W "Kropce nad i" mówił, że do Rady wejdą wybitni intelektualiści, a pan do tego towarzystwa - jak stwierdził - nie bardzo pasuje. Dodał też, że - jak powiedział - pana współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 70. miała wpływ na decyzje podejmowane przez pana w latach 90. Jak pan to skomentuje?
Ja uważam go za niepoważnego człowieka, więc jego słów nie komentuję. Natomiast ja w Radzie będę dalej robił to samo, co do tej pory. Tyle tylko, że teraz mam do tego upoważnienie Unii Europejskiej.
Czy to prawda, że przeciwnym pana kandydaturze był też były wieloletni premier Hiszpanii Felipe González, który stoi na czele Rady Mędrców?
Ale to z innych powodów. Ja się parę razy z nim zwarłem. Bo on jest lewicowcem. On różne rzeczy widzi inaczej i ja widzę inaczej. A wiedział, że jestem mocny. I dlatego się mnie obawiał. Bał się, że sobie nie poradzi i że ja będę reprezentował Europę prawicową. Ale ja reprezentuję rozsądną prawicę, a nie jakieś wygłupy.
González bał się, że pan go zdominuje?
Trzeba się go o to zapytać. Ale prawdopodobnie tak.
Pojawiały się też pogłoski, że nie chcą pana w Radzie, bo nie zna pan języków obcych.
Ale mam dobrych tłumaczy.
Czym chce się pan zająć w Radzie?
Tym, co robię teraz. Tylko będę miał mandat Unii Europejskiej. Ja już dawno głosiłem, że Europa powinna być inna, że trzeba zmienić istniejące w niej podziały, struktury. Od dawna to mówiłem. Ale skoro teraz mam mandat, będzie mi łatwiej to głosić i lobbować na rzecz zmiany w Europie.
Czy nie uważa pan, że w dużej mierze zasługą premiera Donalda Tuska jest to, że dostał się pan do Rady?
Nie wiem, ale prawdopodobnie tak. Bo z polskiej strony była to jednak jego decyzja.