Napięta atmosfera była już podczas samego programu. Dziennikarka rozmawiała z prezydentem na temat trwającego właśnie szczytu w Brukseli. Lech Kaczyński zasugerował Olejnik, że jest bardziej przychylna premierowi niż jemu. Ostro zareagował też na stwierdzenie dziennikarki, że to on zgodził się w marcu 2007 r. na niekorzystny dla Polski pakiet klimatyczny. Oświadczył, że Olejnik wpisuje się w próbę przypisania mu winy za ewentualny wzrost cen energii.
"Ja rozumiem, że reprezentuje pani określone interesy" - odpowiedział prezydent. I podkreślił: "Niech pani mówi elementarną prawdę." Olejnik ripostowała: "Nie reprezentuję żadnych interesów!" Lech Kaczyński zareagował na to z rozbawieniem. "Tak..." - śmiał się prezydent.
"Wykończę panią, jeszcze pani pożałuje"
Jednak do prawdziwej kłótni miało dojść dopiero po zakończeniu programu. Olejnik miała dopytywać się prezydenta, co ma na myśli, mówiąc, że reprezentuje określone interesy. Rozmowa, według naszych informatorów, była na tyle nieprzyjemna dla dziennikarki, że ta się w konsekwencji popłakała. Po powrocie z Brukseli opowiedziała o całym zajściu szefowi TVN24 Adamowi Pieczyńskiemu.
>>>Zobacz, jak Monika Olejnik relacjonuje kłótnię
Dziennikarka twierdziła, że prezydent miał do niej powiedzieć między innymi: "znalazła się pani na mojej liście", "wykończę panią", "jeszcze pani pożałuje". Według informacji DZIENNIKA te właśnie cytaty znalazły się w skardze TVN do KRRiT. Stacja skarży się w niej, że prezydent grozi jej dziennikarce. Pismo zostało wysłane wczoraj po południu faksem, zawiózł je też kierowca. Według naszych informacji rozważano także oddanie sprawy do sądu.
Pieczyński wczoraj nie odbierał od nas telefonu. Olejnik nie chciała o tym rozmawiać. Jak się dowiedzieliśmy, prezydent zadzwonił wczoraj do niej z przeprosinami. Podobno zostały przyjęte.
Telewizja skarży się na prezydenta
Stacja potwierdza, że wysłała do Krajowej Rady list. Nie chce jednak oficjalnie powiedzieć, co stało się po "Kropce nad i". Rzecznik grupy TVN Karol Smoląg oświadczył jedynie: "Zawsze z powagą traktowaliśmy osobę pana prezydenta i to, co mówi. Jesteśmy zbulwersowani, bo naszym zdaniem jest to wydarzenie bez precedensu, które budzi ogromny niepokój o wolność słowa, czyli jeden z fundamentów naszej demokracji".
I dodał: "Postanowiliśmy zwrócić się w tej sprawie do KRRiT jako organu stojącego w myśl konstytucji na straży wolności słowa i ładu medialnego".
Wczoraj, kiedy DZIENNIK rozmawiał z szefem KRRiT Witoldem Kołodziejskim, pismo do rady jeszcze nie dotarło. "Dlatego nie wiem, co jest w piśmie. Nie wiem też, czy ta sprawa w ogóle nadaje się do rozpatrywania przez radę" - mówi Kołodziejski. Przyznaje jednak, że takie pismo TVN wysłał.