W felietonie dla "Głosu" Tygodnika Nowohuckiego wicemarszałek Sejmu odpowiada swoje na pytanie: "Kto zagraża Brukseli?". "Kto ma nadzieję, że gromadka napuszonych brukselskich biurokratów ma więcej w głowach niż (posłowie KO) Jachira, Nitras czy Budka, ten grubo się myli" - pisze polityk.

Reklama

Polityczne zaczadzenie, połączone z astronomicznymi kwotami zarobków i niczym nie uzasadnionym przekonaniem o własnej nieomylności, to charakterystyczne cechy unijnych dygnitarzy, którzy mają czelność pouczać Polskę" - ocenił Terlecki. "Oczywiście nie idzie tam o żadną konstytucję, traktaty, prawa czy umowy. Stawką w tej grze są posady, które przynoszą miliony euro, a o które trzeba walczyć, bo wystarczy, że dmuchnie wiatr historii i z posad oraz majątków nie zostanie ani śladu. Dlatego wszystkich, którzy mają swoje zdanie i nie należą do posłusznej kliki, trzeba dyscyplinować na wszelkie możliwe sposoby - stwierdził.

W dalszej części wicemarszałek Sejmu wylicza państwa, w których Trybunał Konstytucyjny (Niemcy, Litwa, Rumunia), Rada Stanu (Francja), Sąd Najwyższy (Hiszpania) i Sąd Konstytucyjny (Czechy), wydały orzeczenia o wyższości własnych praw konstytucyjnych nad prawem Unii Europejskiej. "A to jeszcze nie wszystkie państwa, które tak postąpiły" - podkreślił.

Super rząd

Czy pochodzący z politycznej nominacji sędziowie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wyobrażają sobie, że stali się super rządem niemal całej Europy? W imię zawodowej solidarności stają u boku naszej "nadzwyczajnej kasty", a w imię chorej ideologii, która panoszy się w Zachodniej Europie, podejmują wojnę z rządem, który nie zamierza brać udziału w wyścigu do zmarnowania wielowiekowego dorobku naszego kontynentu - pisze Terlecki.

A wszystko to robią w okresie kompletnej kompromitacji unijnej władzy. Opuszczenie Unii przez Wielką Brytanię, największą potęgę militarną w Europie i drugą gospodarkę, jakoś nie zmąciło dobrego nastroju unijnych ważniaków. Kryzys migracyjny, w rezultacie którego mieszkańcy wielu miast Zachodu boją się dziś wyjść na ulicę, także nie zakłócił bankietów i dostojnych ceremoniałów. Odmowa przyjęcia państw, które od lat mami się obietnicą wstąpienia do Unii i ordynarnie okłamuje, nie zamierzając jej spełnić, również nie porusza brukselskich sumień. Postępująca degradacja unijnej gospodarki, spowodowana m.in. kagańcem klimatycznej poprawności, nie skłania do szukania przyczyn takiego stanu. Bezradność Unii wobec ataku pandemii, w rezultacie którego okazało się, że państwa narodowe na własną rękę musiały radzić sobie z zagrożeniami, nie zepsuła nastroju zadowolonych z siebie brukselskich urzędników - dodaje.

Reklama

Wojna domowa

Wicemarszałek odnosi się także do byłego premiera Donalda Tuska. - Nie wiemy, czy Tusk w Brukseli lub Berlinie dostał polecenie wywołania w Polsce wojny domowej i obalenia legalnej władzy środkami, które z demokracją nie mają nic wspólnego, czy też robi to z zawziętości wobec kraju, w którym już go nie chcą - pyta polityk PiS.

I chociaż idzie mu to jak po grudzie (we własnej partii nazywają go ludojadem), to uderzając w polską suwerenność i rację stanu, przyczynia się do osłabienia naszego państwa, za które pokolenia Polaków gotowe były poświęcić nawet życie. Z Brukseli dostanie oklaski, ale skończy się tak, że to on i jemu podobni doprowadzą do upadku Unii Europejskiej. Chyba, że przyjdzie opamiętanie, a do Unii wróci duch wolności i solidarności - dodaje.