Kim był Aleksiej Nawalny, zanim został zesłany do kolonii karnej: już politykiem czy wciąż aktywistą?

Zaczynał jako aktywista antykorupcyjny, lecz przez cały czas chciał zostać politykiem - startował przecież w wyborach i szefował ogólnokrajowej partii - lecz to w rosyjskim systemie było niemożliwe. Nie zmienia to faktu, że stał się głównym liderem opozycji i nawet za kratami jest jedną z najważniejszych postaci tamtejszej polityki.
Czy rozumie pan jego ostatnią strategię? Po co wrócił do kraju, wiedząc, że Kreml tym razem mu nie odpuści?
Gdy po próbie otrucia nowiczokiem, do której doszło 20 sierpnia 2020 r., znalazł się w Niemczech, gdzie go leczono przez 32 dni - nie miał wielkiego pola manewru. Z pewnością mógł zakładać, że po powrocie zostanie skazany, lecz gdyby został, to naraziłby się na oskarżenia Kremla, że jest marionetką Zachodu. Zresztą do pierwszych takich ataków na niego zaczęło dochodzić, gdy jeszcze leżał w berlińskim szpitalu. Nawalny przekonywał, że sam nigdy nie wyjechał z ojczyzny, ale że został wywieziony na leczenie. Powtarzał, że uważa się za rosyjskiego polityka i że z Rosją wiąże swoją działalność i przyszłość. Możliwe, że Nawalny i jego ludzie źle oszacowali zagrożenia, nie przewidzieli, że na jego ruch spadną tak masowe represje, których celem będzie całkowita likwidacja organizacji. Według innej hipotezy Nawalny mógł zakładać, że jego uwięzienie wywoła społeczną reakcję, której Kreml nie będzie mógł zignorować.
Reklama
Jak Nawalny jest postrzegany na Zachodzie? Co swoją książką chcieliście sprostować albo naświetlić?
Choć dziennikarze pisali o nim zniuansowane teksty, mieliśmy poczucie, że mamy do czynienia z biało-czarnym portretem Nawalnego: z jednej strony dzielny, niemal nieskazitelny bojownik walczący z dyktaturą, z drugiej - nacjonalista i rasista, który nie zasługuje na wsparcie Zachodu. My staraliśmy dopisać do tego kontekst, również po to, by zachodni czytelnicy mogli lepiej zrozumieć rosyjską politykę.