-Zawsze w obliczu zagrożenia jednoczymy się. Daje to poczucie względnej kontroli nad sytuacją, większej sprawczości. Tak było, gdy umarł Jan Paweł II, po katastrofie smoleńskiej czy w pandemii - opisuje Natalia Hatalska, autorka badań.

"Polacy też mają potrzebę wspólnoty"

Doktor habilitowana Ewa Marciniak, politolożka, mówi o dwóch przyczynach. Pierwsza to realne zagrożenie, zdecydowanie większe niż pandemia. W przypadku COVID-19 mogliśmy wprowadzać środki zaradcze, jak maseczki, szczepionki. Teraz, gdy kilkadziesiąt kilometrów od naszej granicy pada pocisk, zagrożenia nie trzeba sobie wyobrażać. Ono jest. Do tego mamy doniesienia z Ukrainy, które dowodzą pełnej mobilizacji, bez podziałów partyjnych. Kto dziś pamięta, że przed wojną Wołodymyr Zełenski miał tylko 30 proc. poparcia, a jego partia Sługa Narodu toczyła bitwy z innymi ugrupowaniami? - komentuje. I dodaje, że ukraińskie społeczeństwo nadal jest podzielone, nawet językowo, ale w chwili grozy nie ma partyjnych bohaterów. - Polacy w takim momencie też mają potrzebę wspólnoty, a dowodem na to jest pomaganie. Niegdysiejsze tarcia między rządem a samorządami muszą zejść i schodzą na dalszy plan, jeśli chcemy skutecznie działać.
Reklama
BADANIE: Polaryzacja oczami Polaków / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

CZYTAJ WIĘCEJ W CZWARTKOWYM WYDANIU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ>>>