Słowa prezydenta Francji, która przewodzi teraz Unii, dotyczyły traktatu lizbońskiego. To był pierwszy punkt obrad. Według relacji polskich źródeł dyplomatycznych zaczęło się od wystąpienia irlandzkiego premiera. Brian Cowen złożył obietnicę, że do 2009 r. zorganizuje drugie referendum w sprawie traktatu w swoim kraju. Po tych słowach Sarkozy’ego spojrzał na polskiego prezydenta, który po tym jak Irlandczycy odrzucili dokument w pierwszym głosowaniu, wbrew wcześniejszym obietnicom sam wstrzymał się z podpisaniem traktatu. "Kiedy pan zamierza to zrobić?" - spytał Sarkozy. Kaczyński miał odpowiedzieć, że nie podpisze dokumentu do czasu, gdy Irlandczycy ostatecznie poprą traktat. I tu właśnie padły ostre słowa francuskiego prezydenta, które w języku dyplomacji odczytywane są jednoznacznie: reprymenda. "Wasz prezydent niweczy nasz plan pokazania Irlandczykom, że cała Europa czeka tylko na nich" - tłumaczyli w kuluarach francuscy dyplomaci. A prezydencki minister Michał Kamiński oburzał się: "Nikt nie powinien pouczać polskiego prezydenta."

Reklama

Zepsuty humor miał też wczoraj Donald Tusk. I to już od godz. 10, kiedy okazało się, że samolot rejsowy, którym chciał lecieć do Brukseli, nie wystartuje z Okęcia. Z pomocną dłonią natychmiast przyszedł prezydent, który w tym czasie był w Poznaniu. Zdecydował, by przygotowany dla niego Tu-154 wrócił do Warszawy po premiera. Cała akcja musiała jednak potrwać i premier nie zdążył na zaplanowaną przed oficjalnym szczytem naradę prawicowych przywódców z Angelą Merkel. Miał z nią jeszcze dogadywać sprawy pakietu klimatycznego.

Między prezydentem a premierem wiało chłodem. Kiedy w Poznaniu Kaczyński wszedł do samolotu, Tusk przywitał się z nim, po czym od razu wskazał mu oddzielną salonkę. "Zdziwiłem się, bo przecież to mój samolot. A premier czuje się tu jak gospodarz" - relacjonował dziennikarzom na pokładzie roześmiany prezydent. Tusk milczał i nie pokazywał się.

Już w Brukseli szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak przekonywał, że nie było potrzeby konsultacji Tuska z prezydentem na temat pakietu klimatycznego, bo ten został już w Warszawie zapoznany przez rządowych urzędników ze wszystkimi dokumentami. Tyle że ostateczne stanowisko unijnego kompromisu dotarło do Warszawy dopiero w środę wieczorem. I do ostatniej chwili analizowane było przez polską stronę. Nie satysfakcjonuje ono nas, bo nie daje gwarancji, że przyjęcie pakietu nie spowoduje wzrostu cen energii. "Czekają nas trudne negocjacje. Jeśli nasze warunki nie będą spełnione, porozumienia nie będzie" - zapowiadał przed budynkiem Rady Europejskiej szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz. A Nowak dodawał: "Mamy wystarczająco dużo koszul na zmianę, by zostać tu do niedzieli, jeśli będzie trzeba."

Reklama