To prezydent ogłosił sukces na szczycie. "W ramach tych możliwości, które realnie są, w warunkach konieczności zgody 27 państw, zostało uzyskane bardzo dużo" - stwierdził Lech Kaczyński.
Nie mówił jednak o szczegółach zawartego porozumienia w sprawie paktu klimatyczno-energetycznego. Oddał jednak głos premierowi mówiąc, że więcej o tym, co było głównym tematem szczytu, powie premier Donald Tusk. Bo - jak wyjaśnił Lech Kaczyński - "to istotnie w pierwszym rzędzie sprawa rządu".
Prezydent przedstawił za to ustalenia szczytu dotyczące traktatu lizbońskiego. Wyjaśnił, że prowadzono dyskusję z Irlandią, której obywatele odrzucili w referendum ten dokument. "Irlandczycy postawili pewne warunki, które w zasadzie zostały przyjęte" - oświadczył prezydent. Jego zdaniem, uznano m.in. postulat Irlandii, żeby Komisja Europejska w dalszym ciągu miała tylu członków, ile państw liczy Unia.
Pytany o to, kiedy podpisze traktat z Lizbony, stwierdził, że zrobi to natychmiast, gdy tylko traktat ratyfikuje Irlandia.
Premier: Nie dostaliśmy wagonu pieniędzy, dostaliśmy szansę
Premier Donald Tusk stwierdził, że kompromis na szczycie był możliwy dzięki sojuszowi dziewięciu państw Europy Środkowej. Jego zdaniem, umożliwił on "skuteczne negocjowanie poszanowania zasady solidarności w UE".
"Bardzo wielu obserwatorów wątpiło, aby ta solidarność państw słabszych wytrzymała próbę czasu, a ona wytrzymała próbę czasu" - powiedział Tusk.
Premier przyznał, że "nie wszyscy są w takim samym stopniu usatysfakcjonowani, ale nikt nie byłby w najmniejszym stopniu usatysfakcjonowany, gdyby nie dobrze zdana lekcja solidarności i współpracy w obrębie tej dziewiątki".
Szef rządu gorąco dziękował polskim negocjatorom i prezydentowi Francji. "Bez jego zrozumienia dla krajów słabszych niż Francja czy Niemcy ten kompromis, który osiągnęliśmy, nie byłby możliwy" - stwierdził premier.
"To nie jest tak, że dostaliśmy wagon pieniędzy. Dostaliśmy ogromną szansę, by uczynić naszą energetykę nowoczesną do 2020 roku" - podsumował efekty szczytu premier Tusk.
Prezydent: Samolot leci, gdy na pokładzie jest premier
"Niektórzy z was sądzili, że my się pozabijamy na szczycie, ale jak widzicie, obaj jesteśmy w dobrych nastrojach i mamy poczucie dobrze wykonanej pracy" - żartował Donald Tusk, mówiąc o wspólnym z prezydentem uczestnictwie w brukselskich obradach.
Pytany o kulisy przelotu do Brukseli odparł: "Prezydent wykazał się właściwą sobie delikatnością, pozwalając mi spać" . Dodał, że zawsze odsypia w samolocie. "Wiecie państwo, że pracuję do późna w nocy" - tłumaczył.
Prezydent dodał, że zaczął rozmawiać z Tuskiem, gdy samolot wylądował w Brukseli."A przedtem żeśmy się przywitali" - dodał Lech Kaczyński.
Jego zdaniem, premier miał "trudne przeżycia" w związku z tym, że samolot rejsowy, którym miał udać się do Brukseli, nie odleciał. Zaznaczył, że on sam miał podobne przeżycia w Mongolii. "Nie chciałbym już do tej sprawy więcej wracać" - mówił prezydent.
Donald Tusk pozwolił sobie także na żart dotyczący awarii belgijskiego samolotu, którym miał lecieć na szczyt. "No i proszę, to był boeing czy airbus i okazał się zawodny. Nasza tutka nie jest więc taka zła. Dowiozła nas bez kłopotu" - stwierdził. "Widocznie na pokładzie musiał być premier" - odpowiedział żartem prezydent.
Głowa państwa i szef rządu wrócą do Polski razem. "Za chwilę wracamy razem samolotem - tym jedynym większym, bo są jeszcze JAK-i , którymi polski rząd dysponuje" - zapowiedział Lech Kaczyński.