Polityk w felietonie nawiązał do niedawnego spotkania z okazji 25-lecia rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z NATO, zorganizowane przez fundację Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae oraz Instytut Bronisława Komorowskiego; w spotkaniu uczestniczyli liderzy ugrupowań opozycyjnych.

Reklama

Jak zauważył Terlecki, konferencja miała być świadectwem jedności wszystkich wrogów Prawa i Sprawiedliwości. "Od (Donalda) Tuska i (Szymona) Hołowni, po (Włodzimierza) Czarzastego, (Władysława) Kosiniaka-Kamysza i (Roberta) Biedronia, wszyscy mieli zamanifestować, że – jak to nazwał Czarzasty – są dogadani. Zaprosili nawet (Jarosława) Gowina, co oznacza, że samopoczucie w opozycji naprawdę jest marne" - napisał polityk PiS.

Jak dodał, w warunkach realnego zagrożenia toczącą się na Ukrainie wojną i możliwością jej rozszerzenia, uznali za właściwe atakowanie rządu za wzmacnianie armii i jej dozbrajanie.

"Wszechstronni fachowcy od wszystkiego, także od sprzętu wojskowego, zapewniali się nawzajem, że tylko oni mogą Polskę uczynić bezpieczną. Warunek konieczny, to oddanie im władzy, której w wyborach raczej nie spodziewają się zdobyć. Wydaje się, że już zapomnieli, jak wcześniej skutecznie rozbroili Polskę, jak oszczędzali na uzbrojeniu, jak zapewniali, że pokojowi nic nie zagraża, skoro nasi sojusznicy, zwłaszcza Niemcy, mają dobre relacje z Rosją. Armia kurczyła się z każdym rokiem ich władzy, wyposażenie armii było coraz starsze, a przemysł zbrojeniowy likwidowano po kawałku. Pozostawiono tylko tyle, żeby wciąż było co rozkradać" - czytamy w felietonie.

Terlecki dodał, że przy okazji spotkania "tak wybitnych osobistości nie obeszło się bez rozmów o zjednoczeniu przez podział, czyli o listach wyborczych opozycji".

Reklama

"Uczestnicy tych dyskusji znaleźli sobie pretekst odkładania decyzji do czasu, aż nabiorą przekonania, że PiS nie zmieni ordynacji wyborczej i nie zaproponuje 100 okręgów wyborczych zamiast 41 dotychczasowych. Gdyby tak się stało jest możliwe (ale tylko możliwe) wystawienie jednej listy całej opozycji" - napisał szef klubu PiS. Podkreślił jednocześnie, że ugrupowanie rządzące nie planuje zmian w ordynacji, to jednak - zaznaczył - dla szefów opozycyjnych partii wygodne jest odkładanie jasnych deklaracji.

"A nuż coś się zmieni? Sondaże Lewicy skoczą na 20 procent albo Hołowni spadną poniżej pięciu? Nawet Tusk, który wcześniej najmocniej namawiał do zjednoczenia, na konferencji zapewniał wątpiących, że i bez tego zwycięstwo wciąż jest możliwe. Jak zwykle musiało obejść się bez recepty na przyszłość, bez programu, nawet bez propozycji składu przyszłego rządu, skoro wśród zebranych były ze dwa tuziny kandydatów na premiera" - stwierdził Terlecki.

W jego ocenie, o wspólnych listach łatwo się mówi, zanim dojdzie do ustaleń, kto dostanie lepsze, a kto gorsze miejsca. "Tusk marzy o spacyfikowaniu opozycyjnych partii i o zgarnięciu wszystkich pod swoje skrzydła. Z tego powodu Platforma coraz wyraźniej przesuwa się na lewo, demolując elektorat Nowej Lewicy (jaka tam ona nowa!). Reszta pokornie pójdzie pod nóż, bo cóż im pozostanie. A po wyborach Tusk ostatecznie dołączy do Klubu Ważnych Byłych, razem z Kwaśniewskim i Komorowskim" - podsumował Terlecki.

Rafał Białkowski