Telewizyjne wystąpienie Wojciecha Jaruzelskiego w dniu 2 czerwca 1989 r. (Dziennik Zachodni 3–4 czerwca 1989 r.) 4 czerwca. Rocznicowe wydanie archiwalne DGP z 2014 r.>>>

Nie kandyduję ani na posła, ani na senatora. Nie podjąłem też jeszcze innych decyzji. Uznałem więc za właściwie, aby nie eksponować swej obecności na ekranie, chociaż i dla mnie te gorące przedwyborcze tygodnie były i są bardzo pracowite. Dziś przyszedł czas podzielenia się kilkoma refleksjami. Nie dlatego, abym chciał agitować za tym lub innym kandydatem, zachwalać czy ganić ten czy inny program. Mam na myśli sprawy szersze, ogólniejsze.

Reklama

Wybory mogą i powinny wiele w naszym kraju zmienić. Są jednak wartości niepodważalne, ogólnonarodowe, które ani dziś, ani pojutrze, ani 18 czerwca uszczerbku ponieść nie mogą.

To suwerenność państwa, jego bezpieczeństwo zewnętrzne, sojusznicza wiarygodność, gwarantująca pokojowy byt i nienaruszalność granic Polski. To nieodwracalność śmiałych, głębokich reform politycznych i gospodarczych,
potwierdzonych przy „okrągłym stole”.

To umacnianie fundamentalnych zdobyczy ustrojowych – zasad sprawiedliwości społecznej, równości szans, bezpieczeństwa socjalnego ludzi pracy miast i wsi. To rządy prawa, ład społeczny, spokój dla każdego polskiego domu, wspólna troska o godność narodową, o dobre imię Polski.

Być może zbyt często przywołuję te prawdy podstawowe, będąc politykiem, nie przestałem być żołnierzem o zaszczepionym głęboko poczuciu obowiązku i odpowiedzialności. Odpowiedzialności za to, co było wczoraj, i za to, co przyniesie jutrzejszy dzień.

Przed nami, przed naszym narodem i państwem wielka nieznana przestrzeń. Co okaże się silniejsze – czy zagrożenia, czy szanse? Spokój, w którym można osiągnąć wszystko, czy zamęt, w którym można wszystko stracić?

Prawda jest taka, że nie istnieje polisa ubezpieczeniowa od nieszczęśliwych wypadków historycznych. Naród nasz już niejednokrotnie mógł się o tym przekonać. Nadszedł moment, abyśmy wszyscy – wszyscy bez wyjątku – uświadomili sobie, że rywalizacja nie toczy się wyłącznie o miejsca w nowym parlamencie. To przede wszystkim spór o Polskę – o to, jaka będzie za rok, za lat kilka, o jej godne miejsce w Europie i świecie.

Reklama

Powiem to jeszcze dobitniej. Chodzi o potwierdzenie, że „okrągły stół” nie był pomyłką ani epizodem, lecz rozumnym i pożytecznym kompromisem. Taki dowód jest pilnie potrzebny.

W toczącej się obecnie kampanii dostrzegam bowiem wyraźnie dwa zjawiska. Jedno – to oczywista w tej sytuacji gorączka, przedwyborcze serenady, mniej lub bardziej udana retoryka. Nie jest od niej wolna żadna ze stron.
Drugie – to konfrontacyjność, intencje sponiewierania tych, którzy mają odmienne czy niezależne poglądy, dążenie do miażdżącego zwycięstwa. Nie jest to dobra droga. Do „okrągłego stołu” wszyscy jego uczestnicy szli długo i mozolnie. Wiele musiało dojrzeć i wiele musiało się zmienić, po to, aby górę wzięło przekonanie, że porozumieć
się trzeba.

Społeczeństwo przyjęło to z aprobatą i nadzieją, jako zwycięstwo tego, co zbliża i łączy, nad tym, co różni i dzieli. A więc wspólne zwycięstwo. Wybory będą wielką próbą utrzymania tej linii. Nie wolno igrać z ogniem. Byłoby
zgubne dla Polski pójście drogą wrogości, napięć, wstrząsów. Byłoby zbawienne dla Polski pójście drogą porozumienia, demokracji, odpowiedzialności. Koalicja stoi i stać będzie mocno właśnie na tym gruncie.

Szczycę się tym, iż moja partia potrafiła – jak nikt inny – dokonać odważnej, uczciwej samooceny, rzucić wyzwanie samej sobie, stanąć w awangardzie przemian. Ich cel nadrzędny – to pomyślność narodu. Oczywiście każdy rozumieć to może inaczej. Ale czas ucieka. Od samych słów nie przybędzie chleba. A dziś najważniejszy i
najpilniejszy jest przełom w gospodarce, szybsza poprawa bytu materialnego społeczeństwa.

Tym kierować się muszą wszystkie siły polityczno-społeczne. Te, które działają dziś, i te, które powstaną w toku dalszej – demokratycznej, pluralistycznej ewolucji. Wyciągamy rękę do każdego, komu dobro kraju rzeczywiście leży na sercu. Z tą myślą wzywam do stworzenia szerokiej powyborczej koalicji, swego rodzaju paktu na rzecz:
reform gospodarczych, wzbogacenia demokracji, umocnienia państwa, rozwoju Polski.

Od aktu wyborczego dzieli nas już tylko kilkadziesiąt godzin. Wielu wyborców jeszcze się waha, przeżywa rozterki. Trudno się dziwić. To przecież nie jest zwykłe głosowanie – każdy głos to cząstka odpowiedzialności za przyszłość Rzeczypospolitej. Tym bardziej wznieść się trzeba ponad emocje, mieć oczy otwarte. Jeśli więc miałbym dziś do czegoś namawiać, do czegoś przekonywać – to przede wszystkim do decyzji dyktowanych przez rozsądek, przez rozum. W życiu każdego narodu bywają lata lepsze i gorsze. Lecz miarą jego prawdziwej wielkości nie jest sama tylko umiejętność przetrwania. Jest nią przede wszystkim zdolność do spożytkowania szans.

Czeka nas taki właśnie egzamin.

Mili Państwo! Drogi Wyborco!

Zwracam się z osobistym, serdecznym apelem o udział w wyborach i o oddanie głosów na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Proszę o to nie dla siebie, nie dla „Solidarności” – dla Polski . Dla naszego lepszego dziś i jutra. Nie mówię, że inni kandydaci są gorsi od naszych, ale wiem, że jeśli chcemy teraz osiągnąć to wszystko, co możliwe, to musimy działać wspólnie: my – w dniu wyborów, a wybrani przez na ludzie – przez cztery lata w Sejmie i Senacie. Każdy, kto nie idzie do wyborów, zmniejsza szanse naszego zwycięstwa – a przecież musimy zwyciężyć.

Uczestnicząc w wyborach, głosując na naszych kandydatów opowiadamy się za zmianą w spokoju. Opowiadamy się za tym, aby Polska stała się krajem dobrze rządzonym, krajem, w którym daje się żyć, i chce się żyć. Powtórzę to, co powtarzam od początku kampanii wyborczej – to nie jest jeszcze wolność i demokracja, ale to jest ważny krok na drodze do wolnej, demokratycznej, gospodarnej Polski. Zaufajcie mi,
wybierzcie kandydatów, których popieram – kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, ludzi, którzy potrafią pracować. Na takich postawiłem. Lech Wałęsa