Dziennik Bałtycki 4 czerwca 1992 r. 4 czerwca. Rocznicowe wydanie archiwalne DGP z 2014 r.>>>

Posłowie przymierzają się do ustanowienia prawa zmuszającego każdego przedsiębiorcę (firmę) do utworzenia konta bankowego. Aby utworzyć konto finansowe, trzeba było do niedawna prosić i czekać na numer. Teraz bankowcy się proszą. Jeżeli pomysł ministra finansów z obligatoryjnym robieniem interesów tylko poprzez konto bankowe połknęliby posłowie, banki miałyby nie tylko więcej klientów, lecz także zysków z obrotów.

Reklama

Obecnie wielu przedsiębiorców omija banki z daleka. Przelewanie pieniędzy trwa dłużej niż osobisty przewóz walizek wypchanych milionami. Za operacje płaci się słono i nie ma gwarancji, że kontrahent otrzyma pieniądze, gdyż po drodze konto może oskubać fiskus, ZUS i sam bank – za zaległe odsetki.

Jak przystało na raczkujące państwo gospodarki rynkowej, rozwija się obrót gotówkowy. Handel barterowy – towar za towar – był już przerabiany w okresie większych zatorów płatniczych. Teraz zakłady produkujące telewizory nie chcą już zapłaty w słodyczach czy koszulach nocnych. A firma czekoladowa też chce mieć gotówkę za słodycze, a nie przykładowo buty, choćby były nawet na licencji włoskiej.

Reklama
Reklama

W pierwszej dyskusji poselskiej pomysł na to obowiązkowe korzystanie z usług bankowych upadł, lecz banki nie rezygnują z walki o klienta i wprowadzają różne nowinki ze świata, abyśmy nie mieli kompleksów wschodniego Europejczyka. Karty kredytowe już się produkuje. Tylko patrzeć, gdy wyrosną nam nowe kolejki – do bankomatów po kilka milionów na drobne zakupy. Takie kolejki po pieniądze oglądałem w Niemczech i Szwecji. Zdziwiły mnie nie tyle bankomaty, co kolejki w cywilizowanym, dobrze zorganizowanym świecie. W Szwecji jest jeszcze druga
popularna kolejka – w specjalistycznym sklepie alkoholowym. Możemy więc obecnie – gdy już nawet po wódkę i piwo nie trzeba czekać w ogonku – spokojnie przygotować się do ewentualnych kolejek do banku.

W tym tygodniu banki przeżyły mały najazd. Kto miał w skarpecie zbędne miliony, rzucił się na obligacje. Przekalkulowali także właściciel kont (złotówkowych i dewizowych). Można spodziewać się konwersji walutowej. Co śmielsi i wierzący władzy, że nie wykiwa obywatela na obligacjach, porozbijali swoje konta, aby zmienić twarde (dolary) lub miękkie (złotówki) na zupełnie zdematerializowane (obligacje).

Do punktu sprzedaży papierów wartościowych zanosiło się walizkę banknotów, a odchodziło z... kwitkiem. Nie był to jednakże zwykły „kwitek”, lecz wydruk z komputera stanowiący dokument (sic!) dla posiadacza fortuny z niewidocznych, nienamacalnych, lecz „mających siłę twoich pieniędzy” obligacji.

Obligacje to żaden interes dla banków. Pożyczka jest dla skarbu państwa. Bankowcy modlą się, aby ich klienci nie za bardzo uwierzyli w te państwowe papiery, gdyż może to naruszyć stan bezpieczny depozytów. Kasa banku będzie pusta. Szefowa NBP uznała, że obligacje mają rzeczywiście nieproporcjonalnie wysokie oprocentowanie, lecz gdy zauważy nadmierny wypływ depozytu z banku, podejmie odpowiednie kroki. Szewc bez butów chodzi, oby bankowcy nie zostali z pustymi sejfami, a klienci nie poszli z torbami pełnymi papierów bezwartościowych...

LIBERO