Libertas rejestruje właśnie w Polsce swój oddział i przygotowuje się do wystawienia własnej listy do europarlamentu. Ale nasza ordynacja wyborcza zakazuje finansowania partii i komitetów wyborczych z zagranicy. Jak więc skorzystać z pieniędzy Ganleya? Plan jest prosty. Polski Libertas chce zaciągnąć kredyt w banku, na którym zabezpieczenie majątkowe ustanowi irlandzki multimilioner. "Po kampanii polski Libertas długów nie spłaci, ale zrobi to poręczyciel, czyli Ganley" - zdradza nam szczegóły planu polityk związany z Libertas.
Nasi informatorzy twierdzą, że w ten sposób na kampanię do europarlamentu do Polski ma zostać przetransferowane ponad 250 tys. euro, czyli ponad 1,1 mln zł. Podobne kwoty w taki sam sposób mają otrzymać oddziały Libertas zakładane w innych krajach Europy: Litwini równowartość 100 tys. euro, a Słowacy 250 tys.
>>>Ganley: Nie wiem, czy wezmę Giertycha
"Finansowanie kampanii będzie zgodne z obowiązującym w Polsce prawem, pełną informację złożymy w Państwowej Komisji Wyborczej" - tak na nasze pytania o finansowanie kampanii odpowiada kierujący polskim Libertas Daniel Pawłowiec. Więcej mówi za to wiceprezes Libertas Artur Zawisza. "Najważniejsza dla banków jest ocena zdolności kredytowej i zabezpieczenia. Wiem, że jest to konsultowane z panem Declanem Ganleyem" - powiedział, kiedy pytaliśmy go o źródła finansowania kampanii wyborczej.
Jeśli Libertas skorzysta z poręczeń Ganleya, nie złamie prawa. "Ale to przykład jego obejścia, kiedy stosuje się mechanizm dozwolony, po to aby osiągnąć cel zakazany prawnie" - ocenia prof. Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Precedens - jak wynika z raportu, który po wyborach prezydenckich w 2005 r. sporządziła Fundacja Batorego - już miał miejsce. Po przegranej kampanii prezydenckiej osoba fizyczna Henryka Bochniarz poręczyła 300 tys. zł kredytu, jaki zaciągnął... komitet wyborczy kandydatki Demokratów.pl Henryki Bochniarz.
Adam Sawicki z Fundacji Batorego alarmuje: "Poręczenie kredytów, dzięki którym można sfinansować nawet całe kampanie, zaciągniętych przez partie to problem. Bo poręczycielem może być każdy: zamożny członek partii, przedstawiciel biznesu czy nawet ktoś z grupy przestępczej.
Kazimierz Czaplicki z PKW i jednocześnie szef Krajowego Biura Wyborczego mów, że na razie ma związane ręce. "PKW będzie sprawdzać sprawozdania wyborcze. Nie mamy uprawnień do wstępnego badania, w jaki sposób partie pozyskują środki na wybory" - mówi DZIENNIKOWI.