Anna Monkos: Jak pan, poseł PO i kandydat do Brukseli, zareagował, gdy się pan dowiedział, że pański ojciec wspiera Libertas?
Jarosław Wałęsa: Z pewnym zdziwieniem oczywiście. Potrzebowałem wyjaśnień mojego ojca. I jak mi ich udzielił, to sam zrozumiałem, że on rzeczywiście musi tak postępować. Całe życie tak postępował. Dlatego dostał też Nagrodę Nobla, że był zawsze otwarty na dialog, na rozmowę z ludźmi, z którymi się nie zgadzał, których poglądów wielokrotnie nie podzielał, ale rozumiał, że oni też mają rację bytu. Tak samo jest w tym przypadku. Unia Europejska nie jest tylko dla tych, którzy ją kochają. Jest też dla tych, którzy podchodzą sceptycznie do projektu UE jako takiej. Oni też mają prawo głosu. Tylko dlatego, że część zdecydowała o powstaniu Unii, nie można z tego powodu wykluczyć całej masy ludzi. Tylko dlatego, że oni się nie zgadzają z tym jak ona w chwili obecnej wygląda.

Reklama

Jednak to zaangażowanie pana ojca można nazwać nie dialogiem, a poparciem. Mówił: życzę wam sukcesu, jest dla was miejsce. Co jeśli Lech Wałęsa pojawiłby się na billboardach Libertas?
W chwili obecnej nie nazwałbym tego poparciem. Mój ojciec mówi po prostu: jest dla was miejsce w Europie. Życzy im sukcesu, bo oni też powinni być słyszani i reprezentowani w UE. To mówi mój ojciec. Gdyby się pojawił na billboardach, to już by było przegięcie. A to, że on zagłosuje na Platformę i – mam nadzieję – jednego kandydata z dziesiątego miejsca w Gdańsku (z tego miejsca do Brukseli startuje Jarosław Wałęsa – red.) to jest raczej pewne. I to, że wspiera ideowo Europejską Partię Ludową (EPP) w Europie, to też jest pewne.

Ale powiedział: "Poznałem poglądy pana Declana Ganleya. Diagnozy są mi bliskie, właściwie takie same. Różnimy się trochę z leczeniem". Z tego, co mówił wieczorem, wynikało, że też uważa traktat lizboński za zły. Jedyna różnica jest taka, że on jednak uważa, że traktat trzeba przyjąć, a Ganley, że odrzucić. To wyraźne wsparcie.
Duże. Ale przecież Libertas i Ganley zablokowali traktat. A mój ojciec mówi wyraźnie: ten traktat nie jest najlepszy i „coś” proponuje. Nie można go blokować bez alternatywy. To mówi mój ojciec. Uważam, że to bardzo dobrze, że jeździ do Libertas. Być może dzięki temu oni się przekonają do traktatu i dzięki mojemu ojcu nie będą go blokowali.

Ale czy przy okazji Lech Wałęsa nie wypromuje tej partii? To jest pana konkurencja.
Nie. Libertas bardziej uderzy w PiS. W Polsce te 2 – 3 proc. poparcia, bo nie sądzę, żeby więcej zdobyli, uszczkną PiS. Nie nam.

Reklama

Jednak politycy PO nie kryją irytacji. Radosław Sikorski mówi, że Lech Wałęsa rozmienia się na drobne i psuje swój wizerunek. Janusz Palikot, że Wałęsę kocha i nienawidzi, jak wielu członków PO.
Jestem zdziwiony, że ci panowie tak reagują. Bo to jest właśnie mój ojciec. On inaczej nie funkcjonuje. On nie da się zaszufladkować. Jak Sikorski mówi takie rzeczy, napawa mnie zdziwieniem. On dopiero teraz się obudził? Wałęsa jest, jaki jest. I się nie zmieni.

Również premier Donald Tusk powiedział, że może to zachwiać autorytetem pańskiego ojca w Europie.
Możliwe, ale on się nie zmieni. Nie da się zaszufladkować. Nie będzie chodził na łatwiznę. Mój ojciec nie mówił mi wiele, jak mam postępować w życiu, ale zawsze powtarzał, żebym robił to, do czego mam przekonanie. I będąc w Radzie Mędrców, uważa, że ma obowiązek rozmawiać z każdym i przekonywać do projektu Unii Europejskiej.

Pański tata poczuł się zaszufladkowany przez PO? Uznał, że zagarniają jego legendę?
Chodzi nie tylko o PO, ale i o zaszufladkowanie jako już nieaktywnego polityka, którego tylko trzeba postawić na piedestał i to wszystko.

Reklama

Właśnie. Co zrobi pański ojciec, gdy Libertas zechce go wystawić jako kandydata na prezydenta Unii?
Mam nadzieję, że nie przyjmie oferty. On się nie nadaję na tę funkcję. On jest człowiekiem czynu, musi działać. A to by była technokracja. W Unii funkcjonuje się inaczej: to są mozolne, długie posiedzenia. Debaty. Do takich rzeczy mój ojciec raczej się nie nadaje. Będę mu to odradzał. Choć nie można wykluczyć, że będzie chciał spróbować czegoś nowego. Ale nie wyprzedzajmy faktów.

Pan osobiście wolałby, żeby ojciec jeździł na spotkania Libertas czy nie?
Wolałbym, żeby mnie bardziej wspierał w mojej kampanii. To oczywiste. Ale rozumiem, że jestem synem wielkiego człowieka i on ma swoje zobowiązania. Szanuję to.

A jak pan skomentuje oceny, że pański ojciec wspiera Libertas nie ze względu na ideę dialogu, ale ze względu na pieniądze?
Że się sprzedaje? A jeśli jest zapraszany na wykład na uniwersytet, za który dostaje pieniądze, to czy też się sprzedaje? Nie! Rozgraniczmy to. Jeśli jedzie na kongres partii, których ideałów nie podziela, to dlaczego ma za to nie dostać rekompensaty? Jak był gościem kongresu EPP nie wziął za to pieniędzy. Chcę to podkreślić.

Zazdrości pan Ganleyowi, że pozyskał pana ojca do kampanii?
Nie. (śmiech)

Zwykle nie chce pan rozmawiać o ojcu. Dlaczego tym razem się pan zdecydował?
Uznałem, że nie można już od tego uciekać.

Uważa pan, że media go krzywdzą?
Tak. Okropnie to przedstawiają. Krytykują mojego ojca tylko za to, że tam jedzie, a nie wgłębiają się w to, co mówi. Że mówi: tak, życzę wam jak najlepiej, ale nie popieram waszych metod. Mówienie tylko o tym, że jedzie do eurosceptyków, to wypaczanie sprawy.

I pański ojciec wciąż popiera PO? Jest pan pewien?
Tak. Jak najbardziej.