Anna Cugier-Kotka może mówić o prawdziwym szczęściu w nieszczęściu. Przeciętny obywatel nie miałby szans na to, żeby sprawą jego pobicia interesowali się lider opozycji, szef MSWiA, premier i "wszystkie możliwe służby." Te ostatnie słowa wypowiedział rzecznik rządu Paweł Graś.
Policjanci zrobili wyjątek. Nie czekali, aż kobieta w końcu przyjdzie na komendę i powiadomi ich o pobiciu. Pojechali do niej do domu. "Dzisiaj o godzinie 13.00 panowie policjanci będą u mnie. Zgłoszę w przyzwoitych warunkach oficjalne zawiadomienie" - powiedziała portalowi Gazeta.pl Cugier-Kotka i dodaje, że wczoraj nie zawiadomiła o przestępstwie, bo... była przemęczona.
Nie wyglądała jednak na zmęczoną w poniedziałek, kiedy uśmiechnięta udzielała wywiadowi stacji TVN24. W sprawie jest też coraz więcej niejasności.
Dzisiejszy "Super Express" pisze, że w marcu policja dostała zgłoszenie. Wynika z niego, że aktorka chciała popełnić samobójstwo po tym, jak straciła pracę. Policję zawiadomiła znajoma aktorki, martwiąca się o jej życie. Na tej podstawie tabloid pyta wprost: czy aktorka cierpiała na depresję i czy pobicie wydarzyło się tylko w jej fantazjach?
Cugier-Kotka nie potrafi opisać trzech sprawców pobicia. Twierdzi jednak, że byli to fachowcy, którzy bili tak, żeby nie zostawić śladów - pod kolana.