"Czuma najwyraźniej pomylił urzędy. Biedaczek myśli, że jest ministrem zdrowia, i wypowiada się na temat specjalistycznej metody leczenia niepłodności, o której nie ma pojęcia. Jak zresztą i o prawie. Ignorancję prawną pokazuje, twierdząc, że <in vitro powinno być zakazane dopóty, dopóki żadnych zarodków nie będzie się zamrażać, przechowywać, odrzucać, genetycznie kwalifikować, bo to zapowiedź tego, że słabsze jednostki będzie się eliminowało>" - pisze Joanna Senyszyn na swoim blogu na platformie onet.pl
Europosłanka SLD dodaje: "Pomijam fakt, że takiej selekcji dokonuje natura. Przy tradycyjnej metodzie zapłodnienia, około 70 proc. zarodków nie przeżywa pierwszych dni. Obowiązująca w Polsce ustawa, choć bardzo restrykcyjna, daje jednak możliwość usunięcia ciąży, jeśli <badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu> (art.4a). Zaniechanie selekcji zarodków oznacza, że kobieta korzystająca z zapłodnienia in vitro może być narażona na usuwanie ciąży w czwartym czy piątym miesiącu. Najwyraźniej ministrowi Czumie usuwanie kilkumiesięcznego płodu wydaje się właściwsze niż kilkudniowego."
"Czumie wszystko się miesza. Jest przeciw in vitro, bo <życie ludzkie zaczyna się od utworzenia zygoty/…/ tam już są określone wszystkie cechy człowieka>.(...) W dodatku korzystanie z wynajętego brzucha nazywa handlem ludźmi. Jak każdemu rzekomemu obrońcy życia, nie przeszkadza mu natomiast traktowanie zgwałconych kobiet, jak inkubatorów. Mają urodzić i ewentualnie oddać" - pisze europosłanka i kończy tak: "Według Czumy, w sprawie zastępczych matek i zapłodnienia in vitro jest dziś stan "dzikości prawnej". Panuje ona przede wszystkim w głowie ministra."