Dziennik.pl: Marsz Miliona Serc to przełom w kampanii wyborczej czy epizod jeden z wielu?

Prof. UW Rafał Chwedoruk, politolog: Raczej możemy tu mówić o pewnego rodzaju ciągłości. W przypadku Koalicji Obywatelskiej czy Platformy ryzyko związane z marszem mogło być duże, gdyby dążyła do szybkiej zmiany tematyki kampanii.

Reklama

Koalicja ma szansę na przejęcie władzy, dzięki temu stosuje taktykę drobnych kroków i koncentruje się na byciu główną siłą opozycji wobec Prawa i Sprawiedliwości. Jak skomplikowany jest to problem, pokazał właśnie marsz – Donald Tusk musiał szukać pomostów między różnymi środowiskami i nurtami programowymi.

Tuskowi się udało?

Przede wszystkim mieliśmy i mocną orientację prospektywną, chociażby w wystąpieniu Rafała Trzaskowskiego i zaprezentowaną w dziecięcym spocie, a jednocześnie nie zabrakło wielu nawiązań historycznych, np. w wątku uczestniczek Powstania Warszawskiego. Usłyszeliśmy też wypowiedzi mocno liberalne, a z drugiej strony Jerzy Owsiak mówił o problemach ochrony zdrowia, a Włodzimierz Czarzasty – o wiedeńskim modelu polityki mieszkaniowej. Nie zabrakło wystąpień lokalnych posłów Koalicji Obywatelskiej. W tym wszystkim chodziło więc o wskazanie wspólnego mianownika politycznego celu, jakim są wybory, aniżeli scedowanie dyskusji przedwyborczej na nowe tory.

Na czym jeszcze mogło zależeć organizatorom marszu?

Wyraźnie widać było odniesienia do tych grup, w których wciąż można szukać ostatek rezerw mobilizacyjnych: młodzieży i kobiet. Zwrócę uwagę zwłaszcza na młodsze kobiety, wśród których tendencje apolityczności są dosyć wyraźne.

Reklama

Jednym z bardziej udanych momentów tej manifestacji był niezapowiadany wcześniej występ artystów. W tym wypadku wyciągnięto wnioski z porażek z ostatnich lat, gdzie wielokrotnie wystąpienia czy aktywność artystów w sferze publicznej opozycji raczej szkodziła niż przynosiła profity. Mam tu na myśli np. wypowiedzi stygmatyzujące określone grupy wyborców. Tym razem artyści nie wzięli się za publicystykę, a za coś, co ma w ich wykonaniu największą nośność społeczną, tzn. wyrażenie swoich poglądów poprzez wykonanie utworu.

Kto może pić szampana?

Sekretarz Platformy może wypinać pierś do orderów po marszu – i jeśli chodzi o liczebność, i zaskakujące wątki, ale też brak większych kontrowersji, które mogłyby w mediach "przykryć" tego typu inicjatywę. Co ważne, widać wyraźnie, że bez udziału tysięcy działaczy partyjnych tak duże spotkanie nie doszłoby do skutku, co samo w sobie jest przyczynkiem do refleksji na temat roli partii politycznych.

Czy jakieś konkretne wystąpienia bądź osoby pana szczególnie zaskoczyły?

Było kilka udanych wystąpień, m.in. Włodzimierza Czarzastego, który szukał pewnej różnicy z Platformą, np. w polityce gospodarczej i społecznej, wobec seniorów i młodego pokolenia. Show skradli Jerzy Owsiak, co nie jest zaskoczeniem, oraz Michał Kołodziejczak, którego przemowa aż kipiała od bon motów – „Pomożecie, pomożemy” czy „Krew, pot i łzy”. Szykuje się zdolny mówca sejmowy…

Czarzasty poszedł stroną programową i to w wyrazisty, lewicowy sposób, Kołodziejczak przeciwnie. Co jest bardziej skuteczne?

Co do Czarzastego – nie ma innej metody! Oczywiście, można się wyróżniać poprzez absencję, jak w przypadku Szymona Hołowni czy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jednak polityk, który rezygnuje z możliwości przedstawienia się kilkusettysięcznemu audytorium, to dość zaskakująca sytuacja. Lewica po raz drugi z tej szansy skorzystała i odbiera za to premię. Programowo postawiła na wątek kobiecy, w tym kwestię aborcji oraz na sprawy społeczno-gospodarcze. W tych ostatnich Platforma jest utożsamiana z bardziej liberalnym myśleniem, np. w kwestii mieszkaniowej. A przecież mieszkania są palącym problemem w Polsce.

Czy strategia Trzeciej Drogi co do nieuczestniczenia w marszu i w zamian „łowienia” wyborców niezdecydowanych na terytorium PiS może okazać się słuszna?

Na pewno jest bardzo ryzykowna. Fakt, sama nazwa tego ugrupowania sugerowałaby podobny zamysł – dystansowania się od Koalicji i PiS. Ale dziś krytyka jest kierowana głównie względem PiS-u. Skąd zatem pomysł na „trzecią drogę”?

Wreszcie, wyborcy niezdecydowani czy wahający się wyborcy PiS-u nie idą na wybory. Możliwość ich przejścia do obozu PSL-u czy liberalnego Szymona Hołowni w skali masowej jest trudna do wyobrażenia. W interesie opozycji jest w większym stopniu zniechęcanie do uczestnictwa w wyborach elektoratu prawicy.

Rozmawiał Tomasz Mincer