Dziennikarz Wprost.pl przywołał słowa profesora Andrzeja Nowaka dotyczące rezygnacji Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska prezesa Prawa i Sprawiedliwości na rzecz kogoś młodszego. Ryszard Legutko zgodził się "co do ogólnej zasady".

Reklama

- Można podawać różne przykłady rezygnacji, która wiąże się z dojrzałością. Czy dotyczy to również Jarosława Kaczyńskiego? Nie jestem członkiem PiS-u, chociaż z tą partią związałem się od samego początku. Sam Kaczyński zapowiadał, że prezesem partii będzie do 2025 roku, więc to nie jest odległa przyszłość. Myślę, że chce ją oddać, gdy partia otrząśnie się po porażce i zacznie piąć się w górę w sondażach. Raz się wygrywa, raz się przegrywa, ale coś na rzeczy jest z tym, że wielu z nas ta porażka zaskoczyła - stwierdził rozmówca.

Dodał, że jego koledzy z europarlamentu z innych krajów "nie kryją zdumienia", kiedy mówi o tym, że po ośmiu latach rządów PiS-owi udało się uzyskać ponad 35 procent poparcia oraz 42 procent miejsc w parlamencie. - Chcieliby mieć takie wyniki u siebie - podkreślił.

Reklama

PiS-owi nie przystoi "nieustanna jazda"

Reklama

Podkreślił, że jego zdaniem "polaryzacja, agresja i brutalność to źródła, z których swoje soki życiowe czerpie Platforma Obywatelska i cała opozycja" - Ta nieustanna jazda nie przystoi konserwatywnej partii władzy. Myśmy byli gospodarzami kraju ze świetnym dorobkiem. Za mało opowiadaliśmy o dorobku, poczuciu bezpieczeństwa i ciągłości. Myślę, że kierunek, jaki wytyczył w pierwszych miesiącach kampanii Tomasz Poręba był dobry. Ja wiem oczywiście, że po przegranym meczu każdy uważa się za selekcjonera narodowego. Ale faktem jest, że walczyliśmy na terenie, który był wygodny dla przeciwnika - powiedział profesor.

Jego zdaniem życie Polaków w trakcie rządów PiS uległo zdecydowanej poprawie.

- Nasza gospodarka przeszła przez dwa potężne kryzysy: covid i wybuch wojny na Ukrainie. Polacy zarabiają lepiej niż za poprzedniej władzy, a Polska stała się jednym z najszybciej rozwijających się krajów w Europie. I tak dalej. Mieszkam w podkrakowskiej wsi, widzę, jakie są inwestycje, jak region się rozwija. Ludzie są tutaj zadowoleni, w większości głosowali na PiS - podkreślił.

Zgodnie z teorią profesora, problem leżał w narracji, jaką prowadziły opozycyjne stowarzyszenia. - Trudno było się przebić z komunikatami pozytywnymi, gdy walczy się z wrzeszczącą koalicją ośmiu gwiazdek. Nazywano nas "masowymi mordercami kobiet", uważano za "zło, które trzeba wytrzebić". Ta dewastacja przestrzeni publicznej przez Donalda Tuska i jego ludzi trwa od roku 2005. Zostaliśmy utopieni w toksynach i wulgarności. Nie da się już dzisiaj rozmawiać rzeczowo w przestrzeni publicznej o sprawach Polski, bo nie ma takiego forum. Środowiska akademickie albo milczą, bo się boją, albo dołączają się do antypisowskich wrzasków - wymieniał.

Profesor Legutko o "niebezpieczeństwach płynących z Unii"

- Moi koledzy i ja od początku przestrzegaliśmy rząd i Polskę przed niebezpieczeństwami płynącymi z Unii. Ja sam od 10 lat mówię, że finis Poloniae to nie jest tylko fikcja literacka i trzeba taką ewentualność traktować ze śmiertelną powagą. Od czasu traktatu z Maastricht dokonuje się stopniowa centralizacja, najczęściej przez omijanie prawa dla faktycznego zwiększenia kompetencji Unii. I to nie jest przypadkowa aberracja, lecz wynika wprost z unijnej konstrukcji - mówił profesor Legutko, odnosząc się do zmian w traktatach unijnych.

- W pierwszym artykule Traktatu o UE pada zdanie o "coraz bardziej jednoczącej się Europie" (ang. "ever closer Union"). Jest to zachęta do naciągania prawa i do wykraczania poza traktaty. Skoro Unia ma się coraz bardziej jednoczyć, to ci, którzy łamią traktaty dla większej integracji robią dobrą robotę i wykuwają przyszłość. Z punktu widzenia zasad konstytucyjnych jest to horrendum. Traktaty mają ograniczać instytucje unijne i powstrzymywać centralizację, a nie skłaniać je do poszerzania władzy - dodał.

Potrzebujemy silnej, partnerskiej Ameryki?

Zapytany przez dziennikarza o stanowisko w sprawie głośnych słów Donalda Trumpa stwierdził, że "na szczęście jesteśmy Polakami i zajmujemy się sprawami polskimi, a nie uczestnictwem w amerykańskich wyborach".

- Na szczęście jesteśmy Polakami i zajmujemy się sprawami polskimi, a nie uczestnictwem w amerykańskich wyborach. Oczywiście mamy pewien dylemat, bo bardzo potrzebujemy silnej, partnerskiej Ameryki, a obaj partnerzy, republikanie i demokraci, są dla nas kłopotliwi, choć z różnych względów. Pamiętajmy też, że polityka amerykańska jest niebywale arogancka. I tutaj znowu pojawia się temat imperializmu czy kolonializmu. Bez względu na to, kto zasiada w Białym Domu, ambasadorzy amerykańscy zachowują się w Polsce skandalicznie - podkreślił profesor.

- Mark Brzezinski bezczelnie ingeruje w naszą politykę wewnętrzną niczym jego sowieccy odpowiednicy w dawnych czasach, ale przecież nominatka Trumpa nie była o wiele lepsza - dodał.