Wbrew obawom po ogłoszeniu rozmiarów deficytu budżetowego wczoraj od rana wzrastały wartości wszystkich spółek na giełdzie i lekko umacniał się złoty na rynku walut. "Nikt panicznie nie reaguje na ten deficyt" - cieszył się na konferencji prasowej szef resortu finansów.

Reklama

Dlaczego tak się dzieje? Analitycy wskazują, że silniejsze okazały się sygnały płynące ze świata, czyli dobre zamknięcia giełd w USA w piątek i w Azji w poniedziałek.

Minister finansów zapewniał, że wysokość założonego deficytu nie jest powodem do niepokoju. Argumentował, że wzrost deficytu sektora finansów publicznych będzie mniejszy niż w wielu innych krajach europejskich, a budżet jest pod kontrolą. "I nie ma dziury, tylko deficyt" - mówił Rostowski.

Czy realny deficyt będzie niższy niż planowane 52,2 mld zł? "Każdego roku deficyt jest niższy niż zakładany" - wymijająco odpowiedział minister. Według nieoficjalnych informacji płynących z resortu margines błędu jest dość duży. Rostowski zapewnia jednak, że absolutnie nie ma to nic wspólnego z wyborami prezydenckimi.

Opozycja twierdzi jednak, że jest to właśnie budżet wyborczy. Rzecznik PiS Mariusz Błaszczak cytował wypowiedź samego ministra z lutego tego roku, który mówił wówczas, że "zwiększenie zadłużenia jest awanturnictwem, skrajną nieodpowiedzialnością". "W archiwum jest wiele takich pańskich wypowiedzi. Mylił się pan?" - pytał ministra jeden z dziennikarzy. "Myślę, że pan się myli, jeśli chodzi o to, co ma pan w archiwum" - odparował Rostowski. I przyznał, że czego by rząd nie zrobił, to „opozycja by krytykowała”. Ponadto przypomniał, że to PiS domagało się znaczącego zwiększenia deficytu już w tegorocznym budżecie.

Rostowski potwierdził też, że jedynym zagrożeniem dla założonego deficytu byłoby niewykonanie planu prywatyzacji. Przyznał, że budżet niezbędnie potrzebuje ok. 29 mld zł z zaplanowanych 36,7 mld zł. "A gdyby się nie udało?" - zapytała jedna z dziennikarek. "A gdyby jakaś asteroida spadła na Warszawę? Byłby kłopot i w jednym, i drugim przypadku" - stwierdził.

O szczegółach projektu Rostowski nie chciał mówić. Przyznał tylko, że wydatki inwestycyjne i rzeczowe, poza środkami na drogi, zostały ścięte o 10 proc., a podatek akcyzowy wzrośnie "w miarę wymogów unijnych". Więcej konkretów mamy poznać, po posiedzeniu rządu.

Powodów do zadowolenia ministrowi Rostowskiemu dostarczyły także wyliczenia resortu dotyczące tegorocznego deficytu. Może on być o kilka miliardów niższy od założonego w lipcowej nowelizacji. O ile? "Są sytuacje, w których precyzja jest dokładną odwrotnością prawdy" - uznał Rostowski. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że według resortu w budżecie zabraknie nie 27 mld, a 23 mld zł.