"To najtrudniejszy z dotychczasowych budżetów" - mówił premier po posiedzeniu rządu. Jakie są główne założenia projektu? Konsumpcja wzrośnie nieco ponad jeden procent, podobnie niski będzie wzrost płac. Emerytury i renty zwiększą się tylko o ponad 4 proc. Wyjątkiem będą nauczyciele, ich pensje wzrosną o 7 proc. Podatki się nie zmienią, z jednym wyjątkiem: akcyzy na papierosy.

Reklama

>>> Straszą deficytem, by potem ogłosić sukces?

Jednak cały czas najbardziej komentowaną liczbą zawartą w budżecie jest deficyt, a raczej jego niespotykana do tej pory wysokość. "O tym, że te propozycje resortu finansów budzą zaufanie, świadczy reakcja, a raczej brak reakcji giełdy, walut i przedsiębiorców" - mówił Donald Tusk.

Czy rzeczywiście? "To budżet z ostrożnymi założeniami, dzięki czemu nie jest napięty. Nie można już na starcie mówić jak rok temu, że będzie konieczność cięcia wydatków" - komentuje Jakub Borowski z Invest-Banku. I jak się spodziewają ekonomiści, nie powinno być kłopotów z jego realizacją.

Reklama

Ale droga do uchwalenia budżetu dopiero się zaczyna. Teraz projekt ma być konsultowany w komisji trójstronnej i do końca września ostatecznie zostanie przyjęty przez rząd. Potem musi go przegłosować Sejm i podpisać prezydent. Jednak tym razem rząd nie powinien się obawiać weta, bo tej ustawy jako jedynej prezydent zawetować nie może.

>>> Minister finansów obwinia teraz prezydenta

Jednak to właśnie - zdaniem gabinetu Tuska - zapowiedzi Lecha Kaczyńskiego miały skłonić gabinet Tuska do rezygnacji z planów podwyższania podatków czy większego obniżania wydatków tak, by deficyt nie był taki duży.

Reklama

czytaj dalej



"Nie chcemy nikogo epatować zagrożeniem ze strony prezydenta, ale opieramy się na tym, co prezydent i kluby opozycyjne deklarują w sposób otwarty. Nie będziemy budowali budżetu państwa na mrzonkach, że nagle dojdzie do nawrócenia SLD, bo tej partii nie da się nawrócić" - mówił Tusk. Tłumaczył w ten sposób, dlaczego rząd nie próbował nawet wyjść z żadnymi propozycjami zmian w ustawach, które mogłyby odciążyć budżet. Premierowi wtórował minister finansów. "Sprawdzianem intencji prezydenta były oszczędności wprowadzone przez rząd. Partie opozycyjne głosowały przeciwko nim, a prezydent je krytykował" - argumentował Jacek Rostowski.

Zdaniem opozycji to nietrafiony argument, bo do tej pory prezydent zawetował tylko kilka ustaw gospodarczych, z czego niektóre weta Platforma odrzuciła dzięki SLD. "Im przeszkadza prezydent, a jak nie prezydent, to NBP, jak nie NBP, to krasnoludki albo plamy na słońcu. Gdzie są te plany reform, które ma minister Rostowski? Jak do tej pory, receptą było wprowadzenie euro i widać, jak to się skończyło" - odpiera zarzuty Aleksandra Natalli-Świat z PiS.

>>> Rostowski uspokaja: Deficyt jest bezpieczny

W kolejnych latach zmiany są nieuniknione, bo nad budżetem widać gilotynę zadłużenia. Już w przyszłym roku istnieje obawa przekroczenia poziomu 55 proc. relacji długu publicznego do PKB. To oznacza, że w kolejnych latach deficyty budżetowe nie mogą być wyższe i potrzebna jest ścieżka zmniejszania zbyt dużej różnicy między wydatkami a dochodami.

"Mam nadzieję, że ten budżet z takim deficytem to jednorazowy wybryk. Tak jak w przypadku GM czy Chryslera kryzys tylko ujawnił dramatyczną sytuację finansów publicznych i widać, jak konieczne są zmiany" - mówi ekonomista Marek Zuber.