"Jestem w szoku" - powiedział Rymanowski "Rzeczpospolitej”. "To pierwszy materialny dowód podsłuchiwania dziennikarzy przez służby specjalne. W demokratycznym państwie to dziennikarze powinni kontrolować działalność służb, a nie na odwrót".

ABW podsłuchiwała dziennikarzy, śledząc dramatyczne wydarzenia z lipca 2008 r. Wówczas w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie dziennikarz (wtedy związany z TVP) Wojciech Sumliński próbował się zabić - przypomina gazeta. Dlaczego Sumliński chciał popełnić samobójstwo? Bo sąd nakazał go aresztować na trzy miesiące w związku z prowadzonym śledztwem. Chodziło o podejrzenia, że Sumliński może handlować aneksem do raportu o weryfikacji WSI.

Dziennikarz napisał o swych planach do kolegów. Gmyz i Rymanowski byli z nim w kontakcie telefonicznym, ale i tak nie udało im się zapobiec próbie samobójczej (Sumliński podciął sobie żyły w kościele).

Telefoniczne konsultacje Gmyza i Rymanowskiego z 29 i 30 lipca 2008 r. to niejedyne rozmowy dziennikarzy nagrane wówczas przez ABW. Wśród stenogramów są i takie, które dotyczą spraw prywatnych. Te, zgodnie z prawem, powinny zostać zniszczone.

Tymczasem stenogramy rozmów Gmyza i Rymanowskiego zniszczone nie zostały. Co więcej, na wniosek pełnomocnika wiceszefa ABW Jacka Mąki, który wytoczył prywatny proces "Rz", w sposób sprzeczny z prawem prokuratura zdjęła z nich klauzulę tajności i udostępniła pełnomocnikowi w całości. (Mąka wytoczył "Rz" proces za zrelacjonowanie listu Sumlińskiego. "Rz" napisała, iż według Sumlińskiego wiceszef ABW mści się na nim, bo badał sprawę mieszkania, które Mąka dostał z zasobów MSWiA) - pisze "Rzeczpospolita".







Reklama