Konstytucja stanowi, że w czasie stanu nadzwyczajnego (stanu wyjątkowego, wojennego lub klęski żywiołowej) lub w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie mogą zostać przeprowadzone wybory prezydenta, parlamentarne oraz samorządowe.

Reklama

Premier Donald Tusk - który odwiedza we wtorek dotknięte powodzią tereny w Małopolsce i na Śląsku - ocenił, że na razie nie ma potrzeby wprowadzania stanu klęski żywiołowej, ale - jak zaznaczył - sytuacja, także pod względem prawnym, jest analizowana.

Zdaniem Olechowskiego, który we wtorek spotkał się w Olsztynie ze studentami Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, to profesjonaliści muszą podpowiedzieć rządowi, czy konieczne jest wprowadzenie takiego stanu.

"Pytanie jest, czy rząd musi ogłosić stan klęski żywiołowej. Moja odpowiedź jest taka, że rząd musi zrobić wszystko, co jest w interesie Polski i powodzian, i nie daj Panie Boże, by kierował się jakimikolwiek innymi względami" - mówił Olechowski. Jego zdaniem, ewentualne wydłużenie kampanii wyborczej spowoduje, że emocje związane z tragedią smoleńską opadną i - jak się wyraził - "będzie więcej przestrzeni do racjonalnej decyzji".

Reklama

Olechowski ocenił, że zbliżające się wybory prezydenckie będą miały charakter plebiscytu. Jego zdaniem, wyborcy przy podejmowaniu decyzji będą się kierować strachem: zależnie od tego kogo popierają, będą bać się albo powrotu do IV RP, albo będą mieć obawę przed wielką manipulacją. Jak mówił, elektorat PiS uważa, że wizerunek prezydenta Lecha Kaczyńskiego był zmanipulowany.

W ocenie Olechowskiego, w Polsce mamy obecnie sytuację, którą można nazwać "zimną wojną". Jeśli w drugiej turze - ocenił Olechowski - spotkają się kandydaci PiS i PO, a jeden z nich nie uzna porażki w wyborach, to może to doprowadzić do jeszcze dalej idących podziałów w Polsce. Jego zdaniem, Polska będzie miała wówczas kolejne stracone pięć lat.

Pytany, którego z kandydatów: Komorowskiego czy Kaczyńskiego poprze w drugiej turze wyborów, Olechowski odpowiedział, że na pewno nie zagłosuje na powrót IV RP.