Polityka była obecna pod Pałacem Prezydenckim w czasie rocznicowych uroczystości – przyznaje były zastępca szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jacek Sasin. "Nie ma, niestety – mówię to z wielkim żalem i przykrością, jako osoba, która na pewno bardzo wielu bliskich straciła w tej katastrofie – warunków do tego, żeby oddać się tak spokojnie żałobie" – tłumaczył w "Kontrwywiadzie" radia RMF FM.

Reklama

Dla Sasina sowa Jarosława Kaczyńskiego o "tych, którzy zostali zdradzeni o świcie" to jednoznaczne odniesienie do tego, co działo się w ciągu ostatniego roku po katastrofie. A mianowicie do tego, że rząd "nie dochodzi przyczyn, dlaczego musieli zginąć, dlaczego zginęli". To zdrada "może nie w takim wymiarze prawnym, ale w takim wymiarze moralnym" – dodaje polityk PiS.

Oskarżany przez PiS o "zdradę" szef rządu "na pewno okazał się przywódcą, który nie był przygotowany na to, żeby być przywódcą państwa w tak trudnym momencie. Nie sprostał wyzwaniom" – twierdzi Sasin. "Nie potrafi domagać się od naszego rosyjskiego partnera, by śledztwo i przyczyny katastrofy były wyjaśniane" – dodaje. Dowody można znaleźć choćby w ostatnim wywiadzie premiera dla BBC, gdzie Tusk ujawnił, że "właściwie od początku nie wierzył, że Rosjanie tę sprawę wyjaśnią".

Pytania o okrzyki "Tusk zdrajca", "Putin morderca", Sasin zbywa krótko: "to jest tak, że demonstracje mają swoją logikę i swoją dynamikę" – mówi. Ale już o nawoływaniu do popierania i zapisywania się do PiS były urzędnik kancelarii Lecha Kaczyńskiego polityk ma inne zdanie: "to, że takie padają, że są takie emocje, jest niestety wynikiem tego wszystkiego, co się dzieje, a właściwie, co się nie dzieje".

Sasin twierdzi też, że polski rząd "nie występuje o dowody w sprawie". Konfrontowany z cytatami, które przeczą temu twierdzeniu, polityk stwierdza: "mamy jakieś wystąpienia, są tylko słowa, ale czynów nie ma".