"Jej wykreślenie z kodeksu karnego to główny cel naszej reformy systemu sądowego" - powiedział w trybunale przedstawiciel prezydenta Michaił Krotow.

Reklama

Reforma to jednak na razie pieśń przyszłości. A już 1 stycznia 2010 r. Czeczenia, jako ostatni podmiot Federacji Rosyjskiej, wprowadzi instytucję przysięgłych - to będzie oznaczało, że obowiązujące od 1999 r. moratorium na karę śmierci straci podstawę prawną. Dlatego potrzebne jest orzeczenie trybunału, który wskaże, czy sądy nadal powinny powstrzymywać się od jej orzekania.

Posiedzenie TK i jasne określenie swojego stanowiska przez władze wywołało w Rosji poruszenie, bo większość mieszkańców kraju domaga się przywrócenia kary śmierci. Według ostatniego sondażu ośrodka Centrum Lewady 37 proc. badanych opowiedziało się za wykonywaniem wyroków. Dodatkowo 16 proc. uważa, że kara główna powinna być o wiele częściej wydawana. Jedynie 14 proc. ankietowanych Rosjan opowiedziało się za zniesieniem kary śmierci.

"Nie rozumiem, jak nasze państwo może chronić życie morderców i gwałcicieli. Dlatego jestem za tym, by wyroki były znów wykonywane" - powiedział nam Michaił (nazwiska nie chciał ujawnić), który prowadzi internetową stronę d-e-a-d.narod.ru. I przekonuje, że Aleksander Piczuszkin, zwany Bitcewskim maniakiem, który zamordował w Moskwie co najmniej 48 osób, nie zasługuje na to, by spokojnie dożyć starości w celi.

Dlaczego Kreml ignoruje własnego oczekiwania społeczeństwa i tak zdecydowanie występuje przeciwko karze śmierci? Po pierwsze jej powrót oznaczałby wykluczenie Rosji z Rady Europy, organizacji promującej prawa człowieka na Starym Kontynencie. Moskwa stałaby się wówczas pariasem stawianym w jednym rzędzie z Białorusią, która jako ostatni kraj w Europie dopuszcza zabijanie przestępców w majestacie prawa. "Przywrócenie kary śmierci byłoby ciosem dla władz. Doroczne rankingi Amnesty International piętnują Kreml za łamanie praw człowieka. Moratorium na karę śmierci jest tarczą, która pozwala władzom choć w części odpierać tę krytykę" - mówi nam Jurij Panfiłow z Lewady.

Przeciwnicy kary śmierci, choć dostrzegają w poczynaniach władz koniunkturalizm, tym razem cieszą z poparcia Kremla dla swoich starań. "Znając jakość naszych śledztw, nie mogę być pewien, że przed sądem nie staje niewinna osoba" - uważa adwokat Jurij Kostanow, który opowiada się za zniesieniem kary śmieci.

Na dodatek sędziowie wyjątkowo lekką ręką orzekali wyroki śmierci. W Związku Sowieckim między 1962 r. a 1990 r. na kary śmierci skazano ponad 24 tys. osób, a wyroki wykonano na 21 tys. - co daje ok. 730 egzekucji rocznie. Dla porównania w latach carskiego samodzierżawia, między 1826 r. a 1906 r., na karę śmierci skazano 612 osób, a zabito jedynie 170 - co daje nieco ponad dwie egzekucje na rok. Od 1989 r. do 1996 r., kiedy prezydent Borys Jelcyn podpisał poprzedzającą moratorium ustawę o powstrzymaniu się od wykonywania kary śmierci, stracono ok. 300 więźniów.

Reklama

"Wyroki śmierci wydawano nawet w błahych sprawach" - przekonuje Jurij Kostanow. I przywołuje sprawę sprzed kilkunastu lat: sąd w Soczi skazał na odebranie życia kobietę, które produktami spożywczymi przekupiła miejscowego urzędnika. W oczekiwaniu na wykonanie wyroku straciła zmysły, a i tak została stracona.

Obecnie w rosyjskich więzieniach przebywa około tysiąca więźniów, którym na mocy moratorium karę śmierci zamieniono na długoletnie więzienie. Ale w sądach każdego miesiąca zapadają kolejne wyroki "kary głównej w zawiasach". Dziesiątki kolejnych oskarżonych z nadzieją spogląda w kierunku trybunału, bo nie chcą spotkać się z katem, który z bliska strzeli im w tył głowy.