Pod koniec tygodnia kobieta przyjechała do Astrachania, by odebrać pieniądze dla bojowników. Przed bankiem czekali na nią jednak funkcjonariusze czeczeńskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wtedy Sidgalijewa zdecydowała się na desperacki krok - odpaliła granat. Została ciężko ranna, ale przeżyła. Lekarze walczą o jej życie - relacjonuje "Kommiersant".

Reklama

Ale gazeta pisze także o innym ciekawym wątku. Zdaniem "Kommiersanta", działająca w Czeczenii i Inguszetii organizacja terrorystyczna dostaje pieniądze z Polski. Właśnie po przysłaną z naszego kraju gotówkę przyjechała księgowa. Zazwyczaj miała przywozić ją do lasu, w którym kryją się bojownicy - tym razem nie dotarła.

Mężem Sidgalijewej jest znany dowódca polowy Anwar Łabazanow, który ma za sobą udział w obu wojnach czeczeńskich.