Pokojowa Nagroda Nobla dla prezydenta USA wzbudziła wiele kontrowersji. Mówiono, że nagroda została przyznana mu na wyrost i należy ją traktować jako wyraz oczekiwań wobec niego, a nie uznania za dotychczasowe osiągnięcia. Barack Obama zapowiedział, że nagrodę pieniężną o równowartości 1,4 mln dolarów przeznaczy na cele charytatywne.

Reklama

Przewodniczący norweskiego Komitetu Noblowskiego Thorbjoern Jagland wystąpił w obronie przyznania Pokojowej Nagrody Nobla prezydentowi USA. "Wielu uważa, że ta nagroda jest przedwczesna" - powiedział Jagland podczas ceremonii. "Ale historia obfituje w stracone okazje. To właśnie teraz, dzisiaj, mamy okazję poprzeć idee prezydenta Obamy" - powiedział, dodając, że nagroda ta jest "apelem o działanie na rzecz nas wszystkich".

Po odebraniu Nobla Obama powiedział, że wszystkie narody muszą przestrzegać standardów odnośnie do użycia siły. Zaznaczył jednak, że jako najwyższy zwierzchnik sił zbrojnych zastrzega sobie prawo do obrony USA. Jego zdaniem, negocjacje nie przekonają Al-Kaidy do złożenia broni.

"Świat nie może zignorować wyścigu zbrojeń nuklearnych na Bliskim Wschodzie i w Azji" - podkreślił Obama. Dodał, że nie można pozwolić Iranowi i Korei Północnej "naruszać systemu". Zaapelował o twarde dziłanie przeciwko krajom, które "łamią zasady". Zapowiedział też, że nie będzie "stał bezczynnie" wobec zagrożeń, przed jakimi stoją Stany Zjednoczone.

Obama znacznie skrócił program oficjalny w Oslo, ograniczając swój udział w wydarzeniach przewidzianych zwykle z tej okazji do absolutnego minimum. Nie przyszedł m.in. na śniadanie z królem Norwegii, nie weźmie udziału w konferencji prasowej i nie pójdzie na uroczysty koncert organizowany na jego cześć. Prezydent odleci z Oslo jutro rano, podczas gdy oficjalny program laureatów Nagrody Nobla trwa przeważnie trzy dni.

Obama jest trzecim urzędującym amerykańskim prezydentem, który został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla. Wcześniej otrzymali ją: Theodore Roosevelt w 1906 i Woodrow Wilson w 1919 roku.