Na dowód, że nie są to puste deklaracje obaj liderzy zapowiedzieli natychmiastowe wprowadzenie takich rozwiązań w swoich własnych krajach.
"Europa odegrała decydującą rolę w walce z globalnym kryzysem gospodarczym. Dzięki naszym pomysłom udało się znaeutralizować najgorsze skutki recesji. Czas na nowy impuls z naszej strony" - czytamy w czwartkowym wydaniu jednego z najważniejszych dzienników finansowych na świecie. Obaj przywódcy apelują w nim m.in. o zawarcie nowego symbolicznego kontraktu przywracającego zaufanie pomiędzy światowym systemem bankowym, a społeczeństwami. "Globalni finansowi gracze nie mogą już więcej bezkarnie ryzykować pieniędzy podatników i zagrażać stabilności całego systemu" - napisali Brown i Sarkozy.
Gwarancją, że krach z jesieni 2008 roku nie powtórzy się w przyszłości ma być zdaniem obu przywódców szereg zmian, które zwiększą odpowiedzialność obracającyh miliardami finansowych decydentów. Jednym z nich jest pomysł 50 proc. podatku od premii dla bankierów. "Podatek jest uzasadniony ponieważ bonusy za rok 2009 to nic innego jak pieniądze podatników, które w czasie kryzysu uratowały instytucje finansowe przed katastrofą" - czytamy w artykule.
Brown i Sarkozy wysyłają też jasny jasny sygnał, że ich tezy nie są pustymi deklaracjami. Już w środę brytyjski minister finansów Alistair Darling ogłosił, że wszyscy bankowcy którzy dostaną w tym roku więcej niż 25 tys. funtów nagrody połowę będą musieli oddać fiskusowi. Według informacji Financial Times podobne przepisy wprowadzi także Paryż. "Od dawna rozważaliśmy taki krok, nie chcieliśmy jednak iść tą drogą sami" - powiedział FT anonimowy francuski dyplomata.
Na rozpoczynającym się w piatek szczycie UE w Brukseli Brown i Sarkozy mają przekonywać do swojego pomysłu innych liderów wspólnoty. Przede wszystkim Angelę Merkel, która na początku kryzysu nie ustępowała Brownowi i Sarkozy'emu w ostrej krytyce bankierów. "Merkel nieprzypadkowo nie podpisała się pod artykułem w WSJ. Przyczyną jest weto współkoalicjanta liberalnej FDP, której główną klientelę stanowi lepiej zarabiająca część społeczeństwa. Niemcy będą szukali innych rozwiązań" - mówi nam Claire Demesmay, analityk Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej.
Alternatywą dla Niemiec jest pójście drogą Szwajcarów, którzy w ostatnich tygodniach bez większego rozgłosu zawarli ze swoimi bankierami ugodę. Tamtejszy Urząd Nadzoru Finansowego nałożył na największe i cieszące się gwarancjami rządowymi banki obowiązek wprowadzenia do 1 stycznia 2011 roku takich zmian, które "przywrócą równowagę pomiędzy systemem zachęt, a ryzykiem". Konkretne rozwiązania pozostawił jednak samym bankom. Są już pierwsze efekty. Zuericher Kantonalbank w ogóle zawiesił na trzy lata wypłaty jakichkolwiek premii. A banki Credit Suisse i UBS w ogóle skreśliły premie podnosząc pensje swoim najważniejszym menedżerom.
Inicjatywa Sarkozy'ego i Browna ma oprócz Europy jeszcze jednego adresata: są nim Stany Zjednoczone. Również Barack Obama zastanawia się nad znalezieniem satysfakcjonującego wszystkie strony rozwiązania. Z jednej strony większość Amerykanów popiera mocniejsze uderzenie bankierów po kieszeni. Z drugiej jednak misja Kena Feinberga - powołanego w czerwcu przez prezydenta Obamę specjalnego pełnomocnika do spraw ograniczenia pensji na Wall Street - idzie jak po grudzie.
Renomowany adwokat specjalizujący się w mediacjach i zawieraniu zbiorowych porozumień zaczął wprawdzie od deklaracji, że obetnie bonusy pozostających od jesieni 2008 de facto na garnuszku państwa bankierów o 90 proc. Gdy jednak przystpił do realizacji swojego pomysłu natrafił na ostry opór. Zbuntowała się np. wierchuszka menedżerska w gigancie ubezpieczeniowym AIG zapowiadając dymisję, jeśli plany Białego Domu zostaną przeforsowane. Przestraszony ucieczką najzdolnieszych menedżerów Feinberg musiał ustapić i zgodzić się na uchylenie wobec nich górnej granicy miesięcznych dochodów, planowanej przez Feinberga na 500 tys. dolarów.