Nauru - najmniejsza republika świata i jedyne państwo, które nie ma oficjalnej stolicy - co prawda na razie nawiązało stosunki dyplomatyczne tylko z Abchazją, ale na wiosennej sesji parlament ma się zająć uznaniem również drugiego separatystycznego regionu Gruzji.

"Nauru jest członkonkiem ONZ, a wielkość kraju i liczba ludności nie mają tu znaczenia"- mówił wczoraj w Suchumi abchaski prezydent Siergiej Bagapsz. "Liczymy, że ustanowienie stosunków dyplomatycznych między naszymi krajami przyczyni się do budowy stabilności i pokoju. Mam nadzieję, że inne kraje pójdą naszym śladem i również uznają niepodległość Abchazji" - deklarował minister spraw zagranicznych Nauru Kieren Keke.

Władze Nauru bynajmniej nie kierowały się jednak troską o stabilność i pokój na oddalonym o 14 tysięcy kilometrów Kaukazie. Za gest wbrew wspólnocie międzynarodowej, która w zdecydowanej większości popiera integralność terytorialną Gruzji, Rosjanie przekażą państwu 50 milionów dolarów pomocy humanitarnej. Dla 13-tysięcznej ludności wysepki to niebagatelna suma.

Dzięki dużym złożom fosforytów Nauru było niegdyś jednym z najzamożniejszych państw świata. Ale po tym jak w latach 80. zasoby się wyczerpały, pozbawiona wszelkich innych bogactw wyspa musiała szukać innych sposobów na przetrwanie. Przez pewien czas była rajem podatkowym i pralnią brudnych pieniędzy, a do ubiegłego roku mieścił się tam ośrodek, do którego Australia odsyłała oczekujących na decyzję w sprawie azylu. Na dodatek zagraża jej podnoszący się poziom oceanów.

Wbrew nadziejom ministra Keke, niewielu jest chętnych by pójść śladem Nauru. Wysiłki Moskwy na rzecz uznania niepodległości separatystycznych regionów Gruzji przynoszą bowiem mizerne rezultaty. Do tej pory oprócz samej Rosji zrobiły to jeszcze tylko dwa - równie ezgotyczne z punktu widzenia Kaukazu - państwa: Nikaragua i Wenezuela. Decydującym argumentem w obu przypadkach okazały się pieniądze.

"To, że Rosja musi się uciekać do kupowania poparcia dla Abchazji i Osetii od krajów, które nie mają wielkiego znaczenia w polityce międzynarodowej jest niewyobrażalne nawet dla Rosjan" - mówi nam James Nixey, specjalista od Rosji i Kazukazu w londyńskim ośrodku analityczym Chatham House.

Daniela Ortegę, prezydenta Nikaragui i dawnego sojusznika Związku Sowieckiego, skusiła pomoc humanitarna dla terenów zniszczonych w 2008 r. przez huragan oraz szereg umów handlowych i wojskowych. Choć ich wartości nie ujawniono, rosyjskie zaangażowanie w Nikaragui ma ogromne perspektywy. Dmitrij Miedwiediew zapowiedział bowiem, że Rosja jest zainteresowana udziałem w budowie przez terytorium Nikaragui kanału między Atlantykiem a Pacyfikiem. Inwestycja ma stać się konkurencją dla Kanału Panamskiego.

Wenezuela, która pod rządami Hugo Chaveza i tak utrzymuje bardzo bliskie stosunki z Moskwą, za uznanie Abchazji i Osetii Południowej we wrześniu tego roku dostała od niej kredyt na zakup rosyjskiej broni o wartości co najmniej pół miliarda dolarów, a także podpisała umowę o rosyjskich inwestycjach w wenezuelski przemysł naftowy.

Ale nie w każdym przypadku rosyjskie argumenty są przekonujące. Przed październikową wizytą w Moskwie o gotowość uznania Abchazji i Osetii Południowej wyrażał lewicowy prezydent Ekwadoru Rafael Correa. Kredyty w wysokości 200 milionów dol. w okazały się niewystarczającą nagrodą - Correa liczył ponoć na sumę co najmniej trzy razy większą i sprawa została odłożona na czas nieokreślony.

Rosjanom jak na razie nie udało się wymóc podobnej deklaracji od Białorusi, z którą formalnie tworzą wspólne państwo związkowe. Nie pomogły ani groźby podniesienia cen gazu, ani obietnica kredytu w wysokości pół miliarda dolarów. Delegacja białoruskiego parlamentu, która niedawno odwiedziła oba regiony w celu zbadania sytuacji, zarekomendowała, by sprawę ponowie rozpatrzyć wiosną przyszłego roku. Mimo słownego poparcia dla Abchazów i Osetyjczyków, na formalne uznanie ich niepodległości nie zdecydowali się też tradycyjni sojusznicy Kremla, jak Kuba czy Syria.

"Rosjanie potrzebują sukcesu, więc przypuszczam, że w najbliższym czasie spróbują kupić jeszcze kilka małych krajów - dodaje Nixey. Można się zatem spodziewać, że szef dyplomacji Siergiej Ławrow, przywykły do omawiania wielkiej polityki z Hillary Clinton czy Jose Barroso, będzie - jak tak to miało miejsce w miniony weekend" - przyjmował koejnych gości kalibru Kierena Keke.



















Reklama