W liczącym 27,5 mln mieszkańców Uzbekistanie do głosowania było uprawnionych nieco ponad 17 mln wyborców. By głosowanie zostało uznane za ważne, musiało wziąć w nim udział co najmniej 33 proc. uprawnionych.
Kandydaci ubiegali się o 150 miejsc w Izbie Ustawodawczej, przy czym 15 miejsc zarezerwowanych zostało dla deputowanych Ekologicznego Ruchu Uzbekistanu. Ugrupowanie to powstało w 2008 roku i gromadzi działaczy organizacji prorządowych. O resztę miejsc ubiegali się kandydaci czterech prorządowych partii.
Obserwatorzy są przekonani, że wybory pozwolą zwolennikom rządzącego od prawie 20 lat prezydenta Isłama Karimowa na utrzymanie miejsc w niższej izbie parlamentu, zwłaszcza że w Uzbekistanie nie ma oficjalnie zarejestrowanych partii opozycyjnych.
Prezydent Uzbekistanu nazwał niedzielne głosowanie "egzaminem z demokracji".
Agencja Reutera pisze, że głosowaniu towarzyszy apatia i strach, choć spodziewana jest wysoka frekwencja, gdyż - tak jak niegdyś w ZSRR - wybory są obowiązkowe m.in. w zakładach pracy.
Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) zorganizowała ograniczoną misję w Uzbekistanie, gdyż uznała, że głosowanie nie ma charakteru "prawdziwego wyboru konkurujących ze sobą opcji politycznych". Misja - jak podało w komunikacie Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR) - sporządzi raport na temat ogólnego przebiegu głosowania, ale bez głębszej obserwacji i tablic szacowanych rezultatów.
Zachód krytykuje Uzbekistan, w tym za nieprzestrzeganie praw człowieka, lecz surowce tego kraju, a także jego strategiczne położenie w pobliżu Afganistanu sprawiają, że i Rosji i Zachodowi zależy na bliższych kontaktach z Taszkentem.
Wstępne wyniki wyborów mają być przedstawione w poniedziałek, a rezultaty końcowe zostaną opublikowane 7 stycznia.