Placówka Stanów Zjednoczonych w Sanie została zamknięta w odpowiedzi na pojawiające się groźby działającej na Półwyspie Arabskim Al-Kaidy, które są wymierzone w amerykańskie interesy w Jemenie - głosi oficjalne oświadczenie, które wczoraj przed południem zostało zamieszczone na internetowej stronie ambasady. Chwilę później została zamknięta brytyjska placówka. Na razie nie wiadomo, kiedy zostaną ponownie otwarte.

Decyzje Waszyngtonu i Londynu jedynie podgrzały atmosferę wokół Jemenu. - Decyzja oznacza, iż zagrożenie jest wyjątkowo poważne. Spodziewam się poważnego ataku Al-Kaidy w ciągu najbliższego miesiąca - powiedział telewizji Al-Dżazira redaktor naczelny gazety Yemen Post Hakim al-Masmari.

Nie byłoby to pierwsze uderzenie na zachodnich cele w tym kraju. W 2000 roku islamiści zaatakowali niszczyciel USS Cole, który zacumował w porcie w Adenie - zginęło 17 marynarzy. Dwa lata temu obiektem ataku była amerykańska ambasada USA w Sanie. Wybuch dwóch samochodów-pułapek zabił 16 osób. Do ataku przyznała się Al-Kaida.

Obie placówki - amerykańska i brytyjska - zostały zamknięte zaledwie dzień po wizycie w Sanie gen. Davida Petraeusa - dowódcy sił USA operujących na Bliskim Wschodzi i w Azji Centralnej. Petraeus obiecał Sanie pomoc w walce z Al-Kaidą. Zapowiedział, że w tym roku na potrzeby jemeńskich sił antyterrostycznych zostanie przekazane ponad 140 mln dol. To dwa razy więcej niż w roku 2009.

Finansową pomoc dla Jemenu obiecała także Wielka Brytania. A dodatkowo premier Gordon Brown zapowiedział, że 28 stycznia w Londynie zorganizuje specjalny szczyt poświęcony sytuacji w tym arabskim kraju. "Mamy do czynienia z nowym typem zagrożenia, którego źródłem bez wątpienia jest Jemen" - powiedział wczoraj w wywiadzie dla BBC szef brytyjskiego rządu.

Nerwowe decyzje to pokłosie nieudanego zamachu z 25 grudnia na amerykański samolot lecący z Amsterdamu do Detroit. Okazało się, że 23-letni terrorysta, Nigeryjczyk Umar Faruk Abdulmutallab, został przeszkolony właśnie w Jemenie.

"Dowiadujemy się o podejrzanym coraz więcej. Wiemy już, że podróżował do Jemenu i że nawiązał kontakt z grupami powiązanymi z Al-Kaidą. To przez tych ludzi został przeszkolony, to oni dali mu materiały wybuchowe i to oni wskazali jako cel ataku samolot lecący do Stanów Zjednoczonych" - powiedział amerykański prezydenta Barack Obama w sobotnim przemówieniu.

Eksperci podkreślają, że dla pokonania islamistów i Al-Kaidy w Jemenie nie wystarczy jedynie wojskowa pomoc dla rządu w Sanie.

"Konieczna jest szybka pomoc gospodarcza, bo kraj jest jednym z najbiedniejszych w świecie arabskim" - komentował były amerykański ambasador USA w Jemenie David Newton. Jego zdaniem bieda może już niedługo zamienić ten kraj w drugi Pakistan czy Somalię. Zresztą somalijscy islamiści już zapowiedzieli, że gotowi są „wspomóc swoich jemeńskich braci w walce z zachodnim najeźdźcą”.















Reklama