"Do 2018 roku Grupa Volkswagen chciałaby być numerem jeden w przemyśle motoryzacyjnym, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i ekologicznym" - ogłosił w Genewie prezes firmy Martin Winterkorn. "Nasza wiara w taki scenariusz wynika z nadzwyczaj dobrych wyników firmy w czasach kryzysu 2009 roku" - dodał.

Reklama

Ambicje zarządu niemieckiego koncernu są olbrzymie. Volkswagen doskonale radzi sobie na rynku europejskim, i nie najgorzej w Chinach czy USA. Planowana fuzja z japońskim Suzuki otworzyłaby przed Niemcami drzwi na kolejne rynki, zwłaszcza w Indiach. A to niejedyna marka, na którą VW ma chrapkę: w grę wchodzi też np. Scania, która stanowiłyby doskonałe uzupełnienie znajdujących się już w portfelu niemieckiego giganta Audi, Bentleya, Lamborghini, Seata i Skody. W sumie koncern z Wolfsburga kontroluje 11 innych marek.

"VW odniósł sukcesy, może nie w przypadku wszystkich posiadanych marek, ale w przypadku tych największych. Mam wielki szacunek dla tego, co udało im się zrobić" - komentował szef Fiata Luca di Montezemolo.

Niemiecki koncern przekonuje, że w jego ofensywie ważne będą tzw. technologie przyszłości. Już dziś VW stawia na auta elektryczne, planując m.in. wprowadzenie w pełni elektrycznej wersji modelu Golf w 2013 r. W 2018 r. zarząd firmy chciałby osiągnąć globalną sprzedaż elektrycznych aut na poziomie 300 tysięcy egzemplarzy rocznie, co stanowiłoby wówczas 3 proc. planowanej sprzedaży wszystkich pojazdów z kontrolowanych przez VW fabryk. To oznaczałoby również dominację na rynku samochodów elektrycznych.

Jednocześnie jednak po firmie krążą ostrzeżenia menedżerów, by pogoń za rynkowymi sukcesami nie skończyła się tak jak w przypadku Toyoty, która na całym świecie musiała wymieniać miliony wadliwych elementów wyposażenia.

czytaj dalej



Reklama

Targi w Genewie ujawniły trend, który ma być dominujący przez następnych kilka lat. Olbrzymia większość z kilkudziesięciu zaprezentowanych modeli to wozy niewielkie, albo wręcz - malutkie. Nowe wersje Fiata 500 i Nissana Micra, Renault Wind czy Audi A1, to wszystko samochody zaprojektowane tak, by mogły z powodzeniem przemieszczać się i parkować w zatłoczonych metropoliach, a także by uwzględniały potrzeby i wygodę starzejących się populacji. I co nie mniej ważne - by były tanie. Cenę Audi A1 w podstawowej wersji określono na 16 tysięcy euro, co ma uatrakcyjnić auto zarówno w oczach dotkniętych kryzysem kierowców na Zachodzie, jak i przyciągnąć bogacących się klientów w krajach rozwijających się.

"Przyszłość rynku małych samochodów wydaje się rzeczywiście obiecująca" - mówi nam Mike Steventon, partner w londyńskiej firmie analitycznej KPMG. "Jednak nie rozstrzygałbym o upadku rynku samochodów terenowych czy luksusowych. Wiele wskazuje na to, że znajdą się też klienci i na takie modele" - podkreśla. I na to właśnie wydaje się liczyć Volkswagen. Poza niedużym, w pełni elektrycznym seatem zaprezentowanym w Genewie, Niemcy pokazali tam również pierwszy pickup z logo VW oraz nowy model Lamborghini, który do setki rozpędza się w 3,4 sekundy.