Stephen Fraser, lekarz z Indianapolis, zadał sobie trud, aby dokładnie przeczytać 500 stron przepisów. I doszedł do przerażającego wniosku: jeśli wejdą one w życie, powstanie ogromny, bezduszny biurokratyczny aparat państwowy decydujący o tym, kto ma prawo do leczenia, uzyska wgląd w rachunki bankowe każdego Amerykanina i będzie zamiast lekarzy decydował, jaką metodę ratowania pacjenta zastosować.

Reklama

Fraser przedstawił swoją analizę w jednym z największych programów telewizyjnych Stanów Zjednoczonych NBC Morning Show. Sieć dała mu szansę wystąpić przed ogromnym audytorium, bo większość Amerykanów ma podobne jak on obawy. Z ostatniego sondażu ośrodka badania opinii publicznej Rasmussen wynika, że reformę popiera 54 proc. mieszkańców USA, a popiera je tylko 41 proc.

Obama nie ma jednak wątpliwości: to jest najważniejsza decyzja jego prezydentury. Dziś amerykański system działa bardzo źle. Choć w USA wydaje się średnio dwa razy większą część dochodu narodowego na ubezpieczenia zdrowotne niż kraje Europy Zachodniej, to wciąż blisko 50 mln Amerykanów w ogóle nie ma polisy, a kolejne kilkadziesiąt milionów polisę bardzo wybiórczą. Co gorsza, koszty państwowych programów pomocy dla ubogich Amerykanów Medicaid i osób starszych Medicare, choć obejmują stosunkowo niewielką część ludności, rosną w zastraszającym tempie. O ile w 2007 roku stanowiły 4 proc. PKB, to w 2025 będzie to już 7 proc., a w 2025 r – 12 proc.

Aby nie dopuścić do bankructwa, państwa z powodu eksplozji kosztów leczenia, reforma proponowana przez Obamę obejmuje ostre cięcia w dotychczasowych procedurach leczenia. Dzięki temu prezydentowi, przynajmniej na papierze, udało się pogodzić ogień z wodą. Z jednej strony kosztem dodatkowych 940 mld dolarów w ciągu 10 lat reforma pozwoli na objęcie ubezpieczeniem dodatkowych 32 mln najuboższych Amerykanów. Z drugiej łączny deficyt amerykańskiego państwa w tym samym okresie zostanie zmniejszony o 138 mld dolarów.

Doktor Fraser bije jednak na alarm. Cytując dziesiątki przepisów projektu ustawy, pokazuje, że aby powstrzymać rosnące koszty opieki zdrowotnej, Demokraci chcą stworzyć niemal totalitarny system kontroli biurokratycznej. Oto zapisano, że rząd będzie miał prawo do sprawdzania rachunków wszystkich pracodawców, których pracownicy sami się ubezpieczają (str. 22). Powołane przez władze komisje (a nie lekarze) zdecydują, jakie leczenie zastosować wobec pacjenta (str. 30). To specjalny komisarz ds. Wyborów Programów Zdrowotnych, a nie beneficjent, określi, jaką polisę ma otrzymać dana osoba (str. 42).

Reforma zrówna płacących podatki obywali USA oraz nielegalnych emigrantów, którzy żyją na czarno, bo i jedni, i drudzy będą mogli korzystać na takich samych zasadach z państwowych ubezpieczeń zdrowotnych (str. 50). Koszty leczenia raz ustalane przez państwo będą ostateczne: nikt nie będzie mógł się z władzami sądzić (str. 124). Szczególnych kłopotów mogą spodziewać się lekarze. Jeśli w wyniku przeprowadzonego przez nich leczenia pacjent ponownie będzie musiał zostać przyjęty do szpitala – zostaną na nich nałożone grzywny (str. 298). Ustawa da też urzędnikom prawo życia i śmierci – twierdzi doktor Fraser. To bowiem urzędnicy ustalą, jakie zabiegi (czytaj jak duże koszty) należy przeprowadzić wobec pacjentów w szczególnie ciężkim stanie.