W bieżącym roku nakłady na bezpieczeństwo wewnętrzne w Chinach mają wzrosnąć o 8,9 proc. i wyniosą 75,3 mld dol. Tym samym ich wartość niemal zrównała się z nakładami na obronę państwa (77,9 mld dol). Nic dziwnego, skoro największa, licząca 3 mln żołnierzy, armia świata - Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza - wydaje się karzełkiem w porównaniu z chińskimi służbami bezpieczeństwa, w których pracuje 21 mln osób. I jeśli wierzyć źródłom z Hong Kongu, w roku 2009 przekroczyły swój budżet o 472 mld yuanów (69,1 mld dol.), czyli o 16 proc.

Reklama

Po co Pekinowi potrzebna tak ogromna armia skierowana przeciw własnemu narodowi? Odpowiedź można znaleźć, przyglądając się mapie Chińskiej Republiki Ludowej. Znaczną część jej terytorium stanowią "regiony autonomiczne" zamieszkane przez ludność rdzennie niechińską: Xinjiang (nazywany też Turkiestanem Wschodnim), Mongolia Wewnętrzna czy Tybet. Mimo iż Pekin regularnie kieruje tam dziesiątki tysięcy osadników z etnicznej chińskiej grupy Han - a może właśnie z tego powodu - raz po raz wstrząsają nimi zamieszki na tle etnicznym.

Wystarczy przypomnieć, że w lipcu ubiegłego roku, w stolicy regionu Xinjiang - Urumczi - wybuchły zamieszki, w których według oficjalnych danych zginęły 184 osoby (w tym 137 etnicznych Chińczyków), a ponad 1000 zostało rannych. Na ulice ujgurskich miast ściągnięte zostały nawet oddziały żandarmerii, a potem regularnego wojska. W ramach "opanowywania sytuacji" rząd centralny nałożył na Xinjiang blokadę komunikacyjną - międzynarodowe rozmowy i internet zostały zablokowane na 4 miesiące. Koszty tych akcji musiały być ogromne, skoro regionalny parlament - Kongres Ludowy Xinjiangu - niemal podwoił wydatki na bezpieczeństwo, podnosząc je do poziomu 2.89 mld yuanów (423 mln dol.) - z poziomu 1,54 mld yuanów. Gubernator Xinjiangu Nur Bekri mówił, że pieniądze te pozwolą władzom poprawić procedury szybkiego reagowania oraz zapobiegać eskalacji konfliktów.

czytaj dalej >>>



Zamieszki na tle etnicznym nie są jedynym zmartwieniem władz w Pekinie. "Od 2007 roku Chinami rocznie wstrząsa ponad 90 tysięcy <zajść> z udziałem policji" - przynaje prof. Yu Jianrong z Chińskiej Akademi Nauk Społecznych. Oznacza to, że dziennie dochodzi do około 250 takich incydentów. Pekińscy włodarze są świadomi zagrożenia, jakie wybuchy społecznego niezadowolenia niosą ze sobą. W końcu historia Państwa Środka widziana oczami Chińczyków to przeplatające się okresy jedności i rozdarcia wywołanego buntami chłopskimi.

By chronić jedność Chin, władze są gotowe podjąć wiele niestandardowych kroków - jak choćby obsługa internetowego "wielkiego muru" czy choćby wprowadzonego w tym roku systemu kontroli treści SMS-ów. Wszystkie te narzędzia mają na celu utrzymanie społeczeństwa w karbach.

Zdaniem ekspertów poza niepokojami społecznymi w grę może wchodzić też gigantyczna impreza masowa, na wzór olimpiady, jaka odbyła się w Pekinie w sierpniu 2008 roku. W tym roku takim przedsięwzięciem będzie wystawa World Expo 2010, która już 1 maja rozpocznie się w Szanghaju. Zdaniem Williego Wo-Lap Lam z Jamestown Founadion na ulice metropolii wyjdą wówczas setki tysięcy policjantów, tajniaków i ochotników mających zabezpieczyć "ład i praworządność" w czasie trwania imprezy.