Zapowiedź wiceprezesa azerskiego koncernu energetycznego SOCAR Witalija Begliarbiekowa zaskoczyła Brukselę. "Przecież tydzień temu w Baku był komisarz ds. energii Guenther Oettinger. Wtedy wydawało się, że wszystko już jest uzgodnione. Prace przy budowie Nabucco miały ruszyć przed koniec 2011 roku" - mówi "DGP" Marco Incerti, ekspert brukselskiego Centrum Europejskiej Polityki Strategicznej (CEPS).

Reklama

Azerowie podają dwa powody zmiany planów wobec Nabucco. Ich zdaniem do tej pory Bruksela nie ustaliła, kto wyłoży 8 mld euro na budowę liczącego ponad 3 tys. km gazociągu. Wskazują też, że Turcja nie chce przystać na możliwe do zaakceptowania warunki zakupu i tranzytu gazu. Szef SOCAR ocenił, że w tej sytuacji decyzja o Nabucco musi zostać odłożona do 2017 roku. Tymczasem Bruksela chciała, aby gazociąg zaczął działać już w 2014 roku.

Unia tylko mówi

Szach Denis 2, jeden z największych pokładów gazu na świecie (1,2 bln metrów sześciennych), miał być głównym źródłem zasilania Nabucco, przez który UE miała sprowadzać gaz z pominięciem Rosji. "Bruksela tylko składa wielkie deklaracje w sprawie gazociągu, ale do tej pory przekazała minimalne środki na ten cel, które mogą sfinansować najwyżej prace studialne" - mówi "DGP" były wiceminister gospodarki Piotr Naimski. Jego zdaniem stanowisko Azerbejdżanu to też część strategii twardych negocjacji z Turcją o warunkach tranzytu gazu. Nie ma natomiast na razie dowodów na to, że decyzja Baku to wynik nacisków Kremla.

Kraje, które miały uczestniczyć w budowie nowego gazociągu, myślą w tej sytuacji o alternatywnych rozwiązaniach. W ubiegłym tygodniu Azerbejdżan, Gruzja i Rumunia zawarły wstępne porozumienie o imporcie skroplonego, azerskiego gazu. Zgodnie z tym scenariuszem surowiec byłby tłoczony nowym gazociągiem do gruzińskiego portu Kulevi, tam skraplany i przewożony statkami do rumuńskiej Konstancy i ponownie wtłaczany do sieci gazowej. Co prawda wydajność takiego rozwiązania jest o wiele mniejsza niż Nabucco, ale też i koszty (2-4 mld euro) o wiele skromniejsze.

czytaj dalej >>>



Reklama

Kreml się cieszy

Nawet jeśli Rosja nie naciskała na Azerbejdżan, to decyzja Baku jest jej wyjątkowo na rekę. Kreml forsuje bowiem budowę gazociągu South Stream, który ma przechodzić przez rosyjskie terytorium. Do końca kwietnia, zapowiedział minister ds. energii Siergiej Szmatko, Kreml podpisze w tej sprawie umowę z ostatnim krajem tranzytowym: Austrią. South Stream miałby zostać oddany do użytku już w 2015 roku, a więc dwa lata przed spodziewanym uruchomieniem azerskich pokładów Szach Denis 2.

Na początku kwietnia w obecności rosyjskiego prezydenta Dimitrija Miedwiediewa i byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera ruszyła także budowa innego, kluczowego rosyjskiego gazociągu Nord Stream. Kosztem 8,8 mld euro docelowo ma być tłoczonych aż 55 mld metrów sześciennych gazu z Wyborgu do portu Greifswald w Niemczech Wschodnich.

"Po uruchomieniu South Stream i Nord Stream udział rosyjskiego gazu w całości konsumpcji tego surowca przez Unię Europejską zwiększy się z 25 do 30 proc. Moskwa będzie wtedy dominującym graczem na europejskim rynku energii" - ostrzega Marco Incerti.