"Nie mamy żadnych problemów z Polakami. Jeździmy do nich, oni do nas. Razem pijemy wódkę. Diabeł wie, co się dzieje z naszym rządem" - złości się Aleksander, 62-letni emeryt z Białorusi. Wielu krajanów Aleksandra żyje z handlu z Polakami.
"Ludzie tutaj nie mają pieniędzy. Zarabiają, przenosząc dwa kartony papierosów i butelkę wódki przez granicę" - opowiada przewodniczka turystyczna, Nina. Ale po wstąpieniu Polski do Unii jest trudniej. Nie dość, że reżimowi urzędnicy straszą mrówki karami, to jeszcze trzeba mieć wizę, żeby pojechać do Polski.
Za jakiś czas Polska przyłączy się do strefy Schengen i znikną kontrole na granicy z Niemcami. Miejscowi boją się, że wtedy Unia uszczelni granicę i będzie ją o wiele trudniej przekroczyć. "Kto potrzebuje granicy? - pyta Nina. "Ja na pewno nie". Ale Unia tak. W tym zgadza się z białoruskim dyktatorem, który najchętniej zamknąłby wszystkich Białorusinów w obozie i zabronił wyjazdów za granicę.
Białoruski dyktator postraszył rodaków inwazją z Zachodu. Żołnierze białoruscy i rosyjscy ćwiczyli niedawno na manewrach obronę przed atakiem z Polski albo Ukrainy. Mieszkańcy Brześcia i Grodna wściekają się na rząd i mówią, że to bzdura! Gdyby nie handel z Polakami, to nie mieliby z czego żyć.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama