Biżuteria po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Leżała sobie gdzieś na atłasowych poduszkach, ale został po niej tylko kurz. Żadnych śladów i świadków. Osoba, która mogłaby przynajmniej powiedzieć, czy marcowa kontrola wykazała kradzież, niestety, nie żyje. Zmarła w tajemniczych okolicznościach.

"Nie ma wątpliwości, że złodzieje mieli współpracownika w muzeum" - mówi rzecznik prasowy Ermitażu.

To się mogło wydarzyć tylko w Rosji. Ale z drugiej strony, zniknięcie ponad 200 klejnotów nie zuboży specjalnie Ermitażu. W końcu jest tam jeszcze około 300 tysięcy drogocennych dzieł sztuki.