Izraelski nocny desant w okolicach miasta Baalbeck mógł skończyć się niepowodzeniem. Helikopter, którym lecieli komandosi, został ostrzelany przez Hezbollah. Żołnierze schronili się w szpitalu. Zostali otoczeni przez bojowników Hezbollahu. Nie wiadomo, jak udało im się wydostać z okrążenia i jeszcze uprowadzić zakładników. Nie zginął żaden izraelski żołnierz.
Armia izraelska twierdzi, że w akcji zginęło wielu członków Hezbollahu. Policja libańska podała, że co najmniej 15 cywilów straciło życie.
Tymczasem politycy, którzy mają doprowadzić do zakończenia kryzysu, wyraźnie nie mogą się dogadać. Amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice optymistycznie oświadczyła, że porozumienie o przerwaniu ognia w Libanie to kwestia dni, a nie tygodni. Tymczasem wicepremier Izraela Szimon Peres - również w Waszyngtonie - powiedział, że operacja w Libanie może potrwać jeszcze kilka tygodni. Oboje politycy rozmawiali ze sobą, ale chyba się nie słuchali.