Rosyjscy generałowie przestali się obawiać budowy tarczy antyrakietowej przez Amerykanów - tak przynajmniej mówili dziennikowi.pl podczas pokazów możliwości rakiety we Władywostoku na wschodzie Rosji. Nie straszna im więc myśl o powstaniu bazy - części amerykańskiego systemu - w Polsce. Mają na nią odpowiedź - to pocisk balistyczny Topol-M.

Rakieta ma rewolucyjny system, który uniemożliwia jej zestrzelenie przez antyrakietę. Potrafi wyśledzić zagrożenie, zmienić tor lotu, a nawet przyspieszyć lub zwolnić po odpaleniu. Dodatkowo ma system wabików, które skutecznie są w stanie zmylić pocisk wystrzelony w jej kierunku. Dzięki zamontowanej elektronice, możliwe jest też zakłócenie toru antyrakiety.

To jednak nie wszystko. Nowej broni nie da się zniszczyć nawet za pomocą głowicy nuklearnej, pod warunkiem, że ta wybuchnie w odległości nie mniejszej niż 500 metrów. Nie rusza jej też żadna broń laserowa.

Jej siła rażenia jest kilkadziesiąt razy większa od bomby atomowej "Little Boy" zrzuconej przez Amerykanów na Hiroszimę. Zasięg to 8-10 tys. kilometrów, tak więc bez problemu doleci do Stanów Zjednoczonych.

Rosjanie odpalili ten pocisk po raz pierwszy w listopadzie zeszłego roku. Przeleciał z Morza Białego na Kamczatkę, drugi koniec Rosji. W tym czasie amerykańskie systemy antyrakietowe na Alasce zgłupiały i nie były w stanie określić jego pozycji.