Taka jest między nami różnica, że Amerykanie są zdroworozsądkowi, a my zdrowo spanikowani. Dzieje się tak dlatego, że Amerykanie mają większą wiarę w służby specjalne niż my. Wierzą, że agenci wyciągnęli wnioski z tragedii 11 września i uchronią Amerykę przed podobną tragedią. Dlatego jeśli nikt nie alarmuje tam o niebezpieczeństwie, to znaczy, że nie ma się czego bać.

Od dziś na pokłady amerykańskich samolotów można wnosić mydła, szampony, pasty do zębów, perfumy i inne kosmetyki. Trzeba je tylko włożyć do plastikowej torebki i pokazać kontrolerowi. Można też wnosić napoje kupione w sklepach wolnocłowych. Tych nawet nie trzeba nikomu pokazywać. Oczywiście nadal można wchodzić na pokład z bagażem podręcznym. USA - w przeciwieństwie do wielu krajów Europy, w tym Polski - nigdy tego nie zakazały.

A co na to Europa? No cóż. Tutaj chyba nie ma tak silnej wiary w specsłużby, bo my zamiast znosić zakazy, będziemy wprowadzać nowe. Udaremnione w sierpniu przez Brytyjczyków zamachy na 10 samolotów, lecących do USA, tak przestraszyły polityków, że UE chce wprowadzić rygory na zawsze. Mamy mieć np. limity co do wielkości wnoszonych na pokłady butelek i obowiązkowe kontrole sprzętu elektronicznego.