Turcja ma za złe Watykanowi, że traktuje swojego rozmówcę jak głowę 250 milionów prawosławnych, podczas gdy ona sama widzi w nim jedynie lokalnego, greckiego biskupa. Paradoksalnie bardzo podobny punkt widzenia ma największa z Cerkwi prawosławnych - rosyjska.
"Spotkanie z patriarchą to kolejny znak uznania wobec Kościołów prawosławnych, który przyspieszy nasz marsz ku pełnej jedności" - mówił jeszcze przed pielgrzymką sam Benedykt XVI. Podobnie uważają przedstawiciele patriarchatu. "Dialog z Watykanem trwa od dawna. To prawda jednak, że teraz nabrał przyspieszenia. Wizyta papieża jest tego potwierdzeniem" - powiedział DZIENNIKOWI rzecznik patriarchatu diakon Dositeos Agnostopulos.
Jednak Rosyjska Cerkiew Prawosławna, pod której jurysdykcją znajduje się ponad połowa wyznawców wschodniego chrześcijaństwa, robi wszystko, by obniżyć znaczenie patriarchatu i sprowadzić rozmowy papieża z Bartłomiejem do rangi zwykłej konwersacji. "Watykan od lat ma dobre stosunki z Konstantynopolem, tyle tylko, że Konstantynopol to jedna katedra i trochę parafii na całym świecie. Jak chce się układać z prawosławiem, to powinien rozmawiać z nami" - mówi DZIENNIKOWI wysoki rangą duchowny w patriarchacie moskiewskim. Tego typu postawa nie dziwi watykanistów. – rosyjska Cerkiew prawosławna zawsze żywiła w stosunku do Patriarchatu z Konstantynopola coś w rodzaju zazdrości lub poczucia konkurencji – komentuje włoski ekspert od spraw Kościoła Luigi Accatoli.
Braterski uścisk papieża i patriarchy to za mało, by naprawić relacje katolików i prawosławnych. Wschodnie chrześcijaństwo to 15 niezależnych i kilka autonomicznych Cerkwi. Patriarcha Konstantynopola to "primus inter pares”, pierwszy wśród równych sobie głów tych Kościołów. Ale jego władza duchowa w niczym nie przypomina władzy papieskiej, a z wieloma innymi Cerkwiami stosunki Watykanu są po prostu wrogie.
Dwa patriarchaty – rosyjski i serbski – skutecznie storpedowały próby odwiedzenia ich krajów przez papieża Jana Pawła II. Rosjanie twierdzą, że katolicy bezprawnie budują na ich terenie katolickie struktury kościelne, zaś nacjonalistyczna Cerkiew Serbii postrzega w Watykanie protektora katolickich Chorwatów z czasów niedawnych wojen w byłej Jugosławii. Mało gdzie katolicko-prawosławne stosunki są dobre.
W Gruzji Cerkiew wymogła parę lat temu na rządzie wypowiedzenie konkordatu z Watykanem, na Ukrainie w 2001 roku papieża Jana Pawła II witały wyzwiska i demonstracje wiernych Moskwie prawosławnych, katolikom trudno też przekonać do siebie prawosławną hierarchię w Grecji i Bułgarii.
"Z Konstantynopolem jest im łatwiej, bo tam nie ma żadnego konfliktu" - mówi rozmówca DZIENNIKOWI w moskiewskim patriarchacie. Podobnie jest w kontaktach z trzema innymi najstarszymi patriarchatami – aleksandryjskim, antiocheńskim i jerozolimskim. Problem jednak w tym, że te niewielkie wyspy na morzu islamu dziś mają bardzo niewielu wiernych.
Paradoks polega również na tym, że wspólne zdjęcia papieża z patriarchą drażnią nie tylko współwyznawców Bartłomieja. Składania wizyt prawosławnemu hierarsze nie znosi również jego ojczyzna - Turcja. Dla Ankary patriarcha to jej obywatel, który pełni władzę duchową jedynie nad paroma tysiącami greckich prawosławnych. Turcja wścieka się, gdy ktokolwiek - jak papież - nazywa Bartłomieja I „patriarchą ekumenicznym”. Gazety i rząd tytułują go słowami „Fener Rum Patrigi”, czyli w wolnym tłumaczeniu „patriarcha Greków Anatolijskich z siedzibą w dzielnicy Fanar”.
"U swoich podłoży naród turecki postrzegany jest jako naród muzułmański" - tłumaczy DZIENNIKOWI jeden z najbardziej cenionych w świecie turkologów Eric Zürcher. "Wobec chrześcijańskich mniejszości panuje nieufność" - dodaje. Dlatego rozmówca papieża, chcąc, nie chcąc, postrzegany jest przez Turków jako obcy element, jeżeli nie wręcz wrogi.