Prodi nie ukrywa, że jego inicjatywa ma związek z egzekucją irackiego dyktatora, która - jak mówi - wywarła na nim ogromne wrażenie. Krytycy Prodiego zwracają uwagę, że w ten sposób włoski premier stanął w obronie mordercy i tyrana.

I choć ten pomysł nie ma większych szans powodzenia, już zaczął odwracać uwagę od zbrodni Husajna. Świat skoncentrował się teraz na wypominaniu sędziom i katom okrucieństwa egzekucji i zapomniał o tym, co skazaniec miał na sumieniu. I nawet jeśli - jak twierdzi szef włoskiego rządu - wina Saddama nie była wystarczająco wielka, to tylko dlatego, że były dyktator został osądzony za jedną ze swoich licznych zbrodni - masakrę 148 osób w szyickiej miejscowości Dudżail. Końca drugiego procesu Saddam nie doczekał, a kolejne nawet się nie zaczęły. A przecież dyktator odpowiada za śmierć setek tysięcy osób.

"Łatwo pryncypialnie powiedzieć, że nikt nie zasługuje na śmierć. Ale nie zawsze da się tę pozycję obronić. Rozumiem, dlaczego państwo Izrael zrobiło wszystko, by dopaść i skazać na śmierć Adolfa Eichmanna. A Saddama Husajna można zaliczyć do tej samej kategorii zbrodniarzy. Właśnie dlatego pomysł włoskiego premiera jest moralnie niespójny" - mówi DZIENNIKOWI profesor John McAdams z jezuickiego uniwersytetu Marquette w amerykańskim stanie Wisconsin.

Jeśli włoska inicjatywa powiodłaby się i na świecie zacząłby obowiązywać "uniwersalny zakaz śmierci", to sprawiedliwości mogłoby się wymknąć kilku innych dyktatorów. Fidel Castro na Kubie, Kim Dzong Il z Korei Północnej czy Robert Mugabe w Zimbabwe prawdopodobnie nigdy nie staną przed żadnym sądem, ale poczuliby się jeszcze bardziej bezkarni, gdyby zakaz wykonywania kary śmierci został wprowadzony. Żaden z nich nie ma zresztą skrupułów, by swych obywateli skazywać na takie wyroki.

"To nie pierwszy tego typu pomysł, więc nie sądzę, by Stany Zjednoczone w ogóle się nim przejęły. Zresztą w naszym kraju panuje trend wręcz odwrotny, bo właśnie kolejny stan zastanawia się nad przywróceniem kary śmierci. Rozważa to też Australia, Polska wspomina o tym na forum międzynarodowym, a w Wielkiej Brytanii większość społeczeństwa chciałaby jej powrotu" - powiedział w rozmowie z DZIENNIKIEM Michael D. Rushford, prezes amerykańskiej Criminal Justice Legal Foundation walczącej o utrzymanie kary śmierci.

Rushford przywołuje wyniki niezależnych badań świadczących, że jeden wykonany wyrok oznacza uchronienie społeczeństwa od pięciu do osiemnastu morderstw, których statystycznie dopuszczają się skazani. "Głosy wzywające do zniesienia kary śmierci to świadome narażanie własnych niewinnych obywateli na niebezpieczeństwo" - przekonuje Rushford.