Fragmenty wywiadu opublikowała wczoraj amerykańska prasa. Prezydent odniósł się w nim nie tylko do panującego wciąż na ulicach Bagdadu terroru i do braku dowodów na istnienie irackiej broni masowej zagłady. Przyparty do muru przez dziennikarza CBS Scotta Pelleya opowiadał również o niesmaku, jaki wywołała na nim egzekucja Saddama Husajna. "To było odpychające. Mogli tę sprawę załatwić o wiele lepiej" - mówił. Amerykański prezydent powiedział też jasno, że w 2003 roku mylił się co do posiadania przez bagdadzki reżim broni masowej zagłady. Tym samym obalił główny pretekst, pod którym zaatakował państwo Saddama.
W bazie US Army w Camp David, gdzie przeprowadzono wywiad, współarchitekt akcji w Iraku nie brzmiał jak neokonserwatywny jastrząb, tylko jak krytyk irackiej wojny." Nie ma dyskusji. Niektóre decyzje zdestabilizowały sytuację" - przyznał Bush w długo oczekiwanych słowach.

Jego zdaniem obalenie Saddama było słuszne i Irakijczycy „powinni być wdzięczni Amerykanom” za upadek tyrana, ale żadnych innych pozytywów trwającego od marca 2003 roku konfliktu prezydent nie wymienił, zdając sobie sprawę, że retoryką „zwycięskiej wojny z terroryzmem”, którą posługiwał się przez lata, jedynie zraża do siebie Amerykanów.

"Pierwszy raz usłyszeliśmy słowa prawdy osobiście od prezydenta - komentuje w rozmowie z DZIENNIKIEM amerykanista Michael Cox z London School of Economics, a politolog Gulf Research Center w Dubaju, Mustafa Alani dodaje: Bush przyznał się do winy. Wcześniej za wszelkie niepowodzenia obwiniał <terrorystów> i sąsiednie kraje, czyli Iran i Syrię.

60–letni gospodarz Białego Domu zdecydował się na rozmowę z dziennikarską gwiazdą CBS niespełna kilka dni po ogłoszeniu nowej strategii dla Iraku. Plan zakłada wysłanie do Iraku 21 tysięcy nowych żołnierzy, których zadaniem będzie rozbicie szyickich milicji i stłumienie sunnickiej rebelii. Dzięki temu Amerykanie będą mogli wycofać się w glorii i chwale pozostawiając stabilny rząd w Bagdadzie. Na razie jednak, kreślona rękami planistów przyszłość jest odległa, a gazety bombardują Amerykanów makabryczną wyliczanką: czarne statystyki mówią o 300-500 tysiącach ofiar irackiego chaosu, a w zaplombowanych trumnach do Ameryki wróciło już ponad 3 tysiące żołnierzy.

Dla analityków nie ulega wątpliwości: Republikanie przegrali listopadowe wybory do Kongresu przez Irak i wiedzą, że jeżeli o 180 stopni nie zmienią swojej retoryki, przegrają również walkę o Biały Dom w 2008 roku. Wywiad Busha był właśnie pożegnaniem z językiem waszyngtońskich „jastrzębi”. "Republikanie idąc do wyborów muszą wcześniej odzyskać wiarygodność, zaś Bush, któremu kończy się druga kadencja, walczy o swoje miejsce w historii" - tłumaczy Cox.

Ale odrobienie strat nie będzie łatwe. Jedna z amerykańskich gazet wyliczyła, że gdy w piątek nagrywano wywiad, w Bagdadzie trwał kolejny „iracki” dzień. Patrol policji znalazł 37 trupów z ranami postrzałowymi, na przedmieściach miasta pocisk moździerzowy zabił kobietę, w południowej Samawie ofiarą starć padło trzech braci, zaś w koszu na śmieci znaleziono ciało Egipcjanina - pracował dla jednego z miejskich przedsiębiorstw. Niektóre ciała nie miały głów, inne nosiły wyraźne ślady tortur.