Niemal co drugi statystyczny Francuz na razie nie wie, kogo chciałby widzieć w Pałacu Elizejskim jako następcę Jacques’a Chiraca. Ostatnia faza kampanii ma im ułatwić podjęcie decyzji. Przez dwa tygodnie tuzin kandydatów, z najbardziej „egzotycznymi” włącznie, będzie miał zapewniony równy dostęp do radia i telewizji oraz 45 minut darmowego czasu antenowego. "Armia niezdecydowanych to „kod Leonarda da Vinci” obecnych wyborów" - pisze dziennik „Le Parisien”, który zamieścił najnowszy sondaż.

Reklama

"Tak duża liczba niezdecydowanych oznacza, że wszystkie scenariusze są wciąż możliwe" - mówi DZIENNIKOWI francuski politolog Dominique Moisi. "Obecne wybory, zamiast ideologicznej debaty, przypominają referendum za lub przeciw kandydatowi centroprawicy Nicolasowi Sarkozy’emu" - dodaje. To właśnie jemu wszystkie sondaże dają zwycięstwo w pierwszej turze przed socjalistką Ségolene Royal, liberałem Francois Bayrou i liderem skrajnej prawicy Jean-Marie Le Penem. Blisko 60 proc. Francuzów przewiduje też, że drugą turę wygra Sarkozy.

Wybory mają więc zdecydowanego faworyta, ale Francuzi wciąż zastanawiają się, czy czwórka głównych kandydatów stanie na wysokości zadania w przypadku zdobycia fotela w Pałacu Elizejskim. Tak duży odsetek niezdecydowanych świadczy o tym, że nadal mają co do tego poważne wątpliwości.

"Francuzi pasjonują się tymi wyborami, ale do końca nie przekonuje ich żaden z głównych kandydatów" - mówi Moisi. Jego zdaniem Sarkozy niepokoi wyborców ze względu na porywczy charakter, Royal razi brakiem kompetencji, prezydentura Bayrou, który proponuje budowę VI Republiki, byłaby „skokiem w nieznane”, a Le Pen byłby nie do zaakceptowania dla większości Francuzów.

Reklama

Dlatego cała czwórka musi teraz walczyć o głosy niezdecydowanych. Zdaniem Moisiego Sarkozy powinien ich przekonać, że jest politykiem umiarkowanym, Royal - że posiada niezbędne umiejętności, by zostać pierwszą kobietą prezydentem w historii Francji, Bayrou - że będzie w stanie stworzyć stabilny rząd, a Le Pen - że jego partia nie ma nic wspólnego z antysemityzmem.

Według sondażu dziennika „Le Parisien” najbardziej zagrożone jest poparcie dla Bayrou - ponad połowa jego zwolenników deklaruje, że może jeszcze zmienić zdanie. 55-letni liberał, któremu najnowszy sondaż daje trzecie miejsce, wciąż liczy na lepszy wynik w pierwszej turze. "Moja obecność w drugiej turze byłaby dla Francuzów lekkim wstrząsem" - przyznaje.

Na lepszy wynik od sondażowych notowań liczy też 78-letni Le Pen. Uważa, że wielu jego zwolenników wciąż boi się przyznać, że odda na niego głos. Lider Frontu Narodowego przewiduje, że w drugiej turze zmierzy się z Sarkozym, a socjalistka Royal „zostanie ukrzyżowana przez swych konkurentów ze skrajnej lewicy”. Obecność w wyborczej stawce trójki trockistów i komunistki z pewnością odbierze Royal kilka procent głosów.

Duży odsetek niezdecydowanych stał się już we Francji tradycją. Podobnie było na dwa tygodnie przed poprzednimi wyborami prezydenckimi. W 2002 r. co piąty wyborca ostateczną decyzję podjął dopiero w dniu głosowania. Tym razem najmniej zdecydowania wykazują młodzi wyborcy w wieku poniżej 30 lat, kobiety, robotnicy i urzędnicy, z których ponad połowa nie wie jeszcze, na kogo odda głos - pisze DZIENNIK.