Zboczeniec działa według ściśle określonego scenariusza. Zarówno w przypadku Poliny z Krasnojarska, jak i teraz, w przypadku Nastii spod Moskwy, zwyrodnialec maltretował dzieci w okolicach ich miejsca zamieszkania. Najpierw podduszał je linką. Nie zabijał od razu. Najwyraźniej lubi patrzeć, jak cierpią. Półprzytomne zabierał w zaciszne miejsce, gdzie znęcał się nad ofiarą.

10-letnią Nastię morderca zaatakował na półpiętrze klatki schodowej, ale został spłoszony i uciekł. Podduszając dziewczynkę, uszkodził jej krtań i tchawicę. Nastia z rozległymi ranami szyi trafiła do szpitala, gdzie zmarła.

Milicyjni psychiatrzy zajmujący się seryjnymi mordercami w Rosji nie mają wątpliwości, że zbrodni dokonała ta sama osoba. Michaił Winogradow, kryminolog-psychiatra, mówi, że maniakalni zabójcy zawsze zostawiają w miejscach zbrodni swój podpis. "To charakterystyczny znak rozpoznawalny tylko dla nich. W przypadku tego zboczeńca może to być linka i scenariusz kaźni" - mówi Winogradow. Przypuszcza, że zboczeniec przeniósł się z Krasnojarska do Moskwy, bo łatwiej mu schować się tam w tłumie i wypatrywać ofiary.

W Krasnojarsku bowiem jest już spalony. Dwa tysiące mieszkańców biorących udział w poszukiwaniach Poliny zawiązało komitet, który ściga się z milicją w tropieniu mordercy. Ludzie obiecują, że jeśli dopadną go pierwsi, sami wymierzą sprawiedliwość.