"Laicyzm to gwarancja, że państwo traktuje wszystkich obywateli po równo, że nie ingeruje w ich sprawy sumienia, że są dla niego obywatelami, a nie żydami, katolikami czy muzułmanami" - mówi mi Michel Quillardet, wielki mistrz największej loży masońskiej świata, Wielkiego Wschodu Francji. Wygląda jak człowiek, który wygrał bitwę. " Dwa dni temu otrzymałem zapewnienie od współpracowników pana Sarkozy’ego: żadnych zmian w prawie z 1905 roku nie będzie" - mówi. Uchwalona ponad 100 lat temu ustawa o rozdziale Kościoła od państwa to zapis, który uczynił Francję najbardziej świeckim państwem Europy.
V Republika jest dziś "demokratycznym, laickim, niepodzielnym i socjalnym" krajem, szkoła ma obowiązek krzewić "laickie i republikańskie" wartości. Słowo "laicyzm" dudni w uszach, gdy przebijają się nim francuscy politycy, a we francuskiej wyszukiwarce internetowej występuje niemal z taką częstotliwością jak "seks". Ma też swoje bezpośrednie reperkusje: od 2004 roku w szkołach nie wolno używać żadnej symboliki religijnej, a każdy, kto kwestionuje oficjalną "laicko-republikańską" retorykę Francji, naraża się na polityczny ostracyzm.
Francuski laicyzm to jednak nie tylko świeckie instytucje państwa. To próba wyrugowania nawet najdrobniejszych odniesień do religii z jakiejkolwiek debaty publicznej. Kilka lat temu, gdy w bretońskim miasteczku Ploermel prawicowy mer odsłonił na centralnym placu pomnik Jana Pawła II, natychmiast ruszyła fala protestów. Obrońcy laickiej republiki zwieźli do 6-tysięcznego miasteczka tłumy. "Nie chcemy obskurantyzmu. To pogwałcenie prawa!" - krzyczeli. "Jakim prawem laicka i republikańska gmina wystawia pomniki przywódcy Kościoła?" - dopytywali się w listach otwartych do mera.
Jan Paweł II już wcześniej miał z Republiką na pieńku. Jeszcze za życia, gdy odwiedzał ją w 1997 roku i gdy ściągnął na paryskie Champs Elysees prawie milion młodych Francuzów, lewicowa prasa witała go jak nieproszonego gościa, niemal intruza. Gdy jego następca potępił "powszechną laicyzację życia", jedna z regionalnych komórek Partii Socjalistycznej uparcie nazywała go "panem Benedyktem XVI". "Żyjemy w państwie paranoi religijnej, państwie, które wyrugowało Kościół, tylko po to, by kazać sobie samemu oddawać cześć" - mówi DZIENNIKOWI katolicki i antyaborcyjny działacz Xavier Dor.
Wybory 22 kwietnia po raz pierwszy poprzedza jednak debata na temat laicyzmu - do niedawna uznawanego za podstawę państwa, coś o czym się nie dyskutuje. Według wielu prawicowych polityków ustawa z 1905 roku jest archaizmem: nie uwzględnia sytuacji, w której państwo francuskie musi się zainteresować kilkumilionową wspólnotą muzułmańską i przejąć nad nią kontrolę, jeżeli nie chce, by uczyniła to Al-Kaida. "Laicka republika" idealnie nadaje się na wroga dla radykalnych imamów, a próbkę swojej porażki miała już w czasie zamieszek na przedmieściach wielkich miast jesienią 2005 roku.
Pierwszy, już na długo przed kampanią, wyłożył karty na stół kandydat centroprawicy Nicolas Sarkozy. "Republika nie rozumie pojęcia dobra i zła. Broni jedynie reguł, prawa, ale nie jest w stanie powiązać ich z porządkiem moralnym" - pisał w swojej książce "Religia, Republika, nadzieja". Podobnie jak XIX-wieczna prawica chce, by wartości judeochrześcijańskie pomogły w odbudowie wielkości Francji i by mógł się narodzić "patriotyczny" francuski islam. Recepta: reforma laicyzmu. Jednak jedynym, na którego poparcie mógł liczyć, był lider nacjonalistów Jean-Marie Le Pen. "Religie odgrywają rolę nie do przecenienia. Wprowadzają do społeczeństwa element stabilności" - mówił w wywiadzie dla katolickiego "La Croix".
To język zupełnie obcy dotychczasowym kampaniom prezydenckim. Zwycięzca dwóch poprzednich wyborów Jacques Chirac - prywatnie praktykujący katolik - publicznie był mistrzem pod względem częstotliwości używania słów "laicki" i "republikański". Pomimo że sam krytykowany był przez "obrońców laicyzmu" za... publiczne przyjęcie komunii od Jana Pawła II i opuszczenie flagi przed Pałacem Elizejskim po śmierci polskiego papieża (Partia Socjalistyczna natychmiast wydała oświadczenie, że pogwałcił zasady Republiki).
Wielu katolickich polityków nauczyło się po prostu żyć w tym rozdwojeniu jaźni. "Jestem chrześcijaninem w życiu prywatnym i jestem laikiem w życiu publicznym" - mówił na jednym ze spotkań kandydat na prezydenta Francois Bayrou, praktykujący katolik, ojciec sześciorga dzieci, a jednocześnie przywódca najbardziej "republikańskiej" i liberalnej Unii na rzecz Demokracji Francuskiej (UDF). Jego partia to w prostej linii spadkobierczyni twórcy ustawy z 1905 roku i ugrupowanie, które przyczyniło się w 1975 roku do legalizacji aborcji.
Organizacja Vigilance Laique (Czujność Laicka), lustrująca kandydatów pod względem przywiązania do świeckości państwa, wystawia mu najlepszą notę. Najgorszą ma Jean-Marie Le Pen, lider Frontu Narodowego. Ale również socjalistka Segolene Royal dostała upomnienie za wypowiedź, że "laicyzm oznacza szacunek wobec wszystkich wyznań".
Niedawno za "pogwałcenie laicyzmu" oberwał nawet wspierający ją mer Paryża Bertrand Delanoe. Ten socjalista otwarcie przyznający się do homoseksualizmu naraził się stowarzyszeniom laickim, bo pod koniec ubiegłego roku pozwolił nadać skwerowi przed katedrą Notre Dame imię Jana Pawła II. "Przyzwyczailiśmy się, że prawica chodzi na pasku Kościoła katolickiego, ale lewica?!" - burzył się jeden z "obrońców laicyzmu", którzy starli się przy tej okazji z policją.
Większość francuskich elit wierzy, że całe dobro Republiki to spadek po oświeceniowych prądach i dobrodziejstwo Wielkiej Rewolucji 1789 roku. Że religie przynoszą ze sobą jedynie wojny i że wszystko, co nie jest "laickie i republikańskie", to po prostu obskurantyzm i wsteczność. Której trzeba się jak najszybciej pozbyć albo przynajmniej zamieść w ciemny kąt.
Michel Quillardet i jego bracia z Wielkiego Wschodu Francji podzielają tę wiarę. "Obrona stricte laickiego państwa to nasz fundament - mówi DZIENNIKOWI członek kapituły loży Andre Mouty. Z przyjemnością zaprasza do obejrzenia masońskich świątyń. Wielki napis <Wolność, Równość, Braterstwo>, obok znak Delty, a pod nim figura Marianny" - symbolu Republiki.
Na "ołtarzu" miejsce wielkiego mistrza, przed nim rzędy czerwonych krzeseł ustawionych bokiem do nawy. Wielki Wschód ma w samym Paryżu ponad 100 podobnych lóż, a w całej Francji 130 tysięcy członków. Mouty z dumą opowiada o osiągnięciach swoich braci. "Wiele postępowych ustaw narodziło się właśnie tutaj, w tych salach. To myśmy pierwsi wszczynali debatę, która potem z loży trafiała do parlamentu" - mówi. "Debatę o laicyzmie też"? "Oczywiście. Ustawa z 1905 roku to w dużej mierze nasze dzieło" - mówi bez ogródek. Wielki Mistrz Michel Quillardet zaznacza: " Nie ingerujemy w wybory. Nie wskazujemy kandydata. Walczymy jednak o to, by Republika Francuska była i pozostała laicka".
Laickość - jeden z fundamentów francuskiego państwa - po raz pierwszy od dziesięcioleci stała się jednym z wątków kampanii prezydenckiej. Do tej pory kandydaci unikali tego tematu, wiedząc, że manifestacja przywiązania do religii może pogrążyć ich w oczach wyborców - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama