Hieckmann donosił na swoich kolegów z pracy w magdeburskich zakładach ds. badań, rozwoju i racjonalizacji. Zobowiązanie do współpracy ze Stasi podpisał w 1986 roku. Raporty pisał do samego końca ustroju w 1989 roku. Hieckmann przyznaje się do agenturalnej przeszłości, ale ją bagatelizuje. "To było dawno temu, a poza tym nikomu nie zaszkodziłem" - mówi.

Niemcy są zbulwersowani, bo myśleli, że znają już nazwiska wszystkich ważnych osób w państwie, które współpracowały kiedyś ze Stasi. Lustrację zakończyli już dawno poprzez szerokie otwarcie archiwum urzędu Gaucka (odpowiednik naszego IPN-u). Tymczasem okazuje się, że archiwa kryją niechlubną przeszłość jeszcze wielu niemieckich osobistości.

Sprawa jest głośna również dlatego, że ostatnio w Niemczech burzę wywołała wypowiedź słynnego lustratora Joachima Gaucka. Ten były szef urzędu lustracyjnego Niemiec, powiedział, że nie wszyscy agenci powinni być pozbawieni praw do wykonywania ważnych zawodów. Wskazał tu na trenera niemieckich łyżwiarzy figurowych Ingo Stauera. Zdaniem Gaucka, Stauer wciąż powinien trenować, mimo tego, że udowodniono mu napisanie 110 raportów dla Stasi, w których zdradzał intymne szczegóły z życia niemieckich sportowców.

O aferze z Klausem Hieckmannem napisał tygodnik "Der Spiegel".