"Atak jest bez precedensu, do tej pory hakerzy atakowali głównie firmy prywatne, teraz uderzają w państwo" - mówi DZIENNIKOWI Martin Jaszko, rzecznik estońskiego rządu. " Nie trzeba długo szukać, by wiedzieć, kto za tym stoi - dodaje. Estończycy twierdzą, że to zemsta Rosjan za niedawne przeniesienie pomnika żołnierzy sowieckich z centrum Tallina.
Rząd nadbałtyckiego kraju poprosił wczoraj o pomoc NATO i Unię Europejską. Jeśli Zachód dowiedzie, że za blokowaniem witryn stoi Rosja, a całą operację nieformalnie wspierają władze tego kraju, Moskwa może mieć poważne kłopoty.
Problem ma być poruszony nawet na dzisiejszym szczycie Unia - Rosja w nadwołżańskiej Samarze. Tym bardziej, że dla Rosji to recydywa - wcześniej jej "patriotyczni hakerzy" atakowali strony czeczeńskich separatystów - po jednym z takich ataków w necie szalał wirus Maslan.A, stworzony do walki z Czeczenami (maslan to skrót od nazwiska ich nieżyjącego już przywódcy Asłana Maschadowa).
Estończycy bez ogródek mówią, że wiedzą, kto jest agresorem. "Zaatakowała nas Rosja. Co do tego nie ma wątpliwości" - uważa Merit Kopoli, publicysta dziennika "Postimees", którego strona internetowa była niedostępna dla zagranicznych internautów przez ponad tydzień (również wczoraj nie można było jej przeglądać). "Ta sprawa ma charakter polityczny" - dodaje.
W estońskiej prasie pojawiły się informacje, że mózg informatycznej ofensywy jest powiązany z rosyjskimi służbami specjalnymi. - To poważne zarzuty, które należy udowodnić - odpowiada Władimir Czyżow, ambasador Rosji przy Unii Europejskiej.
Sprawą zajął się już Sojusz Północnoatlantycki. Do Estonii pojechali najlepsi eksperci od cyberterroryzmu z NATO. Mają wyjaśnić, dlaczego kraj - informatyczny lider wschodniej Europy - nagle ma tak poważne kłopoty z komputerami. NATO traktuje sprawę bardzo poważnie. Estonia jest członkiem Sojuszu i zaatakowanie jej rządowych komputerów uderza bezpośrednio w bezpieczeństwo wszystkich 26 członków.
"Ten atak dotyka bezpieczeństwa Paktu. Nie chcę wskazywać palcem, ale nie przeprowadziło go kilku amatorów" - powiedział brytyjskiemu dziennikowi "Guardian" wysoki rangą przedstawiciel NATO. Urzędnicy unijni idą jeszcze dalej: "Ataki hakerskie na rządowe i prywatne serwery są niedopuszczalne" - mówią.
Licząca prawie półtora miliona mieszkańców Estonia jest krajem, w którym internet i komputery odgrywają kluczową rolę. Większość spraw bankowych załatwia się właśnie poprzez witryny internetowe. Również rząd na wielką skalę korzysta z sieci, a jego posiedzenia uznawane są za jedne z najbardziej skomputeryzowanych w Unii. Uderzenie hakerów w estońskie serwery jest zatem dla Tallina bardzo poważnym problemem.
"W Europie to sytuacja nie do przyjęcia, by za pomocą komputerów należących do państwowych instytucji przeprowadzano ataki hakerskie na instytucje publiczne innego państwa" - pisał niedawno na łamach DZIENNIKA prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves.
Estońskie strony internetowe po raz kolejny stały się obiektem zmasowanego ataku hakerów. Jeszcze wczoraj nie działała część witryn największych banków, gazet i instytucji rządowych - pisze DZIENNIK. Po tym ataku Estonia zwróciła się do NATO i Unii Europejskiej o pomoc w walce z cyberterrorystami.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama