"Wśród ofiar nie ma Polaków" - zapewnił dziennik.pl mjr Dariusz Kacperczyk, rzecznik dowództwa operacyjnego polskich wojsk. Ciężko ranni są za to Amerykanie. Rzecznik sił sojuszniczych w Afganistanie Angela L. Billings w rozmowie z dziennikiem.pl nie chciała podać ich dokładnej liczby. Wiadomo jednak, że siedmiu żołnierzy amerykańskich walczy o życie.

"Nie mogę teraz udzielać szczegółowych informacji. O ofiarach zamachów poinformujemy najpierw rodziny rannych żołnierzy, a dopiero później media" - powiedziała Billings.

Wszystko wydarzyło się rano. Siły stacjonujące w Gardez przeprowadzały poranny patrol. To on musiał być celem ataku. Na rondzie niedaleko tłocznego bazaru stanął mężczyzna ubrany od stóp do głów w islamskie szaty. Okazało się, że pod ubraniem chowa ładunki wybuchowe i zawleczkę. Chwilę później wybuch zmiótł okolicę. Zabił co najmniej 10 osób, ranił kilkadziesiąt, zniszczył 30 sklepów i kilka samochodów.

W Gardez jest 45 polskich żołnierzy. Muszą oswoić się z takimi atakami, jak dzisiejszy. Prowincja Paktia, w której leży miasto, jest uważana za szczególnie niebezpieczną. Tym bardziej, że talibowie obwieścili, że wyszkolili już setki zamachowców gotowych na śmierć.